Cicho... nie wywołujmy bobrów z Wieprza
CISZA PRZED BURZĄ?
Ale nie cieszmy się zbyt głośno - upomina (również siebie) Jan Skiba, burmistrz miasteczka. - Żeby nie zapeszyć.
I rzeczywiście, w poprzednich latach o tej porze już widać było efekty bobrzej pracy. Poogryzane drzewa wokół kościelnego stawu, złupiona kora na pniach innych, rosnących na wyspie. Budowane tamy na wodzie, a nawet spacerujące ulicami gryzonie. Dla turystów - atrakcja, dla władz miasta - kłopot. Co roku w budżecie miejskim trzeba było zabezpieczać co najmniej kilka tysięcy złotych na ratowanie drzew, niszczonych przez bobry-wandale. Smarowano pnie specjalnym środkiem (nie pomagało), zakładano plastikowe siatki ochronne (też na nic), wreszcie metalowe (tymczasowo pomogły). By pozbyć się gryzoni, wynajmowano specjalną ekipę zajmującą się odławianiem zwierzaków. Wszystko kosztowało. Miasto najbardziej jednak obawiało się, aby bobry nie dobrały się do drewnianych podwalin kościółka na wodzie.
her
To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży