Mieszkaniec Huty Komarowskiej wygrał z adwokatem w sądzie, ale...
WSTYD, MECENASIE
– Nie dla pieniędzy walczę, bo więcej straciłem, niż zyskam, ale honorowo, by sprawiedliwości stało się zadość – mówi Jan Szczęsny. O swoje walczy już cztery lata. Wszystko zaczęło się, gdy chciał zmienić samochód. Wypatrzył w Lublinie 12-letniego renaulta kangoo. Zapłacił 5,5 tys. zł. Samochód wyglądał na zadbany, miał świeżo podbity dowód rejestracyjny. Sprzedawca zapewniał, że pojazd jest sprawny i nie wymaga poważniejszych napraw.
Okazało się, że pan Jan z trudem dojechał do Zamościa – samochód źle się prowadziło, szwankowały hamulce. Mechanik, którego pan Jan poprosił o przegląd, orzekł, że „auto stanowi poważne zagrożenie w ruchu”, a jego naprawa przekroczy koszty zakupu. Szczęsny poczuł się oszukany i żądał od sprzedawcy zwrotu pieniędzy. Ten jednak nie chciał unieważnić umowy.
Sprawa trafiła do sądu w Lublinie. Pokrzywdzony wniósł „o odstąpienie od umowy z powodu wad rzeczy” i zażądał zwrotu 5,5 tys. zł oraz 150 zł – tyle zapłacił za ekspertyzę mechanikowi. Wprawdzie pozew Szczęsnemu napisał jeden z zamojskich adwokatów, ale ze względu na miejsce toczących się rozpraw polecił Piotra M., znajomego po fachu z Lublina.
– Na wstępie powiedział mi, że jest szanowanym mecenasem i nie pracuje za podstawową stawkę. Nigdy nie miałem do czynienia z sądami, uznałem, że bez pomocy profesjonalnego pełnomocnika sobie nie poradzę. Więc umówiliśmy się na 2,4 tys. zł – opowiada Jan Szczęsny. – Adwokat zapewniał mnie, że prawo jest po mojej stronie, a wygrana murowana.
her
To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży, lub do zakupu e-wydania (tylko 2.5 zł).