Romanse nie zmyślone
PRZEKLĘTA WOJNA
Właśnie na moje wówczas szesnastoletnie serce spadł taki kleks. Gdzieś na świecie była wojna. Sroga zima panoszyła się wokoło. W domu było cicho, smutno i pusto. Ojciec poszedł na wojnę. Zostałyśmy obie z mamą. Rodzeństwa nie miałam. To pogłębiało mój smutek. Radości nawet nie sprawiły zimowe wakacje. Wolałam spędzać czas w szkole, niż snuć się po pustym domu. Przyszła koleżanka, więc poszłyśmy na spacer. Był piękny słoneczny dzień, ale mróz szczypał w nosy. Poszłyśmy aż na drugi koniec miasta nad rzekę. Amatorów zimowych zabaw całe tłumy. Była tam też zamkowa Góra, z której szaleńczo zjeżdżano sankami. Nie miałyśmy sanek. Stałyśmy pokornie z boku i przyglądałyśmy się. W pewnej chwili podszedł do nas chłopak i z uśmiechem zawołał: „Ej, panienki, nie stójcie tak, bo zamienicie się w lodowe sople". Po chwili stwierdził odkrywczo: „Nie macie sanek, ale ja mam. Sanki wprawdzie nieduże, jednoosobowe, ale można na nich zjeżdżać z góry". Po lekkim wahaniu i życzliwym dopingu usiadłam, pouczona, jak manewrować pojazdem, żeby uniknąć wywrotki.
Marta
To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży, lub do zakupu e-wydania (tylko 2.5 zł).