Wydanie 29 z dnia 16 lipca 2008 r. (2008-07-16)

Ciuchlandy, skupy złomu, używane meble, czyli…

DRUGIE ŻYCIE RZECZY

Nikt już nie łapie oczek w pończochach, coraz rzadziej naprawiamy zegarki czy buty u szewca. Kupujemy tanie produkty, pochodzące najczęściej z Chin, które, kiedy się zepsują czy zniszczą, po prostu wyrzucamy. Przymiarki do zorganizowania pchlego targu trwają w Tomaszowie, jednak, póki co, nic z tego jeszcze nie wynikło, nie ma też u nas tzw. domowych wyprzedaży. Oto, jak żyją rzeczy...  

Właściciel zamojskiej firmy, która zajmuje się naprawianiem wag, mówi z przekąsem, że od kilku lat kolejek do niego nie ma. Żeby naprawić wagę, trzeba wydać od 100 do 4 tys. zł (naprawia wagi apteczne, ale także takie do ważenia wagonów kolejowych). - Przez kilka ostatnich lat zarzucani jesteśmy tanimi jednorazówkami produkowanymi w Chinach. Są tak skonstruowane, że nawet gdyby się chciało, nie da się ich naprawić. Jeśli się zepsują, można je tylko wyrzucić.

To samo dotyczy sprzętu elektronicznego: coraz częściej, zamiast naprawić zepsuty telewizor czy odtwarzacz DVD, kupuje się nowy. - W zakładzie zażądali 200 zł za naprawę telewizora, bez gwarancji, że będzie działał. Więc kupuję nowy, na który wydam jakieś 600 zł, a do tego będę miała 2-lenią gwarancję - mówi klientka w jednym z tomaszowskich sklepów.

Bracia Maryniczowie z Narola, którzy zajmują się hodowlą koni, skarżą się, że coraz trudniej znaleźć kowala, który by je podkuwał. Sami się tym zajmują. Podkowy pochodzą najczęściej z Chin, a te dawne, stare, wiesza się nad wejściem do domu na szczęście - opowiadają.

Znacznie zmniejszyła się klientela u szewców. - Najczęściej wymieniam fleki w damskich butach albo przyklejam oderwane podeszwy, ale i to coraz rzadziej - mówi Dariusz Gieralski z zakładu szewskiego obok tomaszowskiego dworca autobusowego. - Bo kto przyniesie fleki do wymiany, jeśli usługa kosztuje tyle, co buty? - pyta. Faktycznie, na stoisku tuż obok dworca można kupić klapki i sandały za 15-20 zł. Dokładnie tyle, ile trzeba zapłacić u szewca.

Ot, chociażby do prac plastycznych. Ścinki papieru, tekturowe rulony z papieru toaletowego, potłuczone porcelanowe talerze, kawałki wstążki, nici, pudełka - to doskonałe pole działania do rozwijania dziecięcej wyobraźni. Nie tylko zresztą dziecięcej.

Daniel Kot, który razem z rodziną prowadzi w Zamościu skup złomu, niektóre rzeczy wykorzystuje do budowania i ulepszania... samochodów do wyścigów terenowych. I tak kawałek wyrzuconej blachy albo metalowej rurki staje się np. klatką bezpieczeństwa w aucie, którym jeździ potem po bezdrożach Roztocza.

To, co wyrzucają na złom jedni - chętnie biorą drudzy. - Wielu Ukraińców kupuje u nas stare maszyny rolnicze, które przynoszą nam okoliczni rolnicy - mówi siostra Daniela, Kinga Kot. - Po drobnych naprawach służą im jeszcze wiele lat.

MaMaz

To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży


Komentarze

Ta strona używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej
Rozumiem