Polska to nie Kuwejt, ale polscy inżynierowie, poszukujący ropy i gazu, są cenieni na świecie. Jeden z nich to chłopak z Hrubieszowa
POD BAOBABAMI I U SUŁTANA
Bezkresne stepy, piach, olbrzymie odległości pomiędzy wioskami, fatalne drogi, ludzi jak na lekarstwo i ogromne różnice temperatur: latem plus 40 st. C, zimą minus 40 st. C. I Azjaci, dumni z tego, że są potomkami Dżingis-Chana. Taki jest Kazachstan.
Dżungla, pełno zaminowanych terenów, pozostałości po wojnie, liche chatki kryte trzciną, brak prądu, dróg, leków, jedzenia... wszystkiego. Analfabetyzm i szerzący się AIDS, cyklony tropikalne i pełno moskitów, ale też malownicze krajobrazy, weseli ludzie i niespotykane gdzie indziej na świecie diabelskie drzewa. To Mozambik.
I ciągnące się kilometrami pustynie kamienno-piaskowe, bardzo sucho i bardzo gorąco, ale też nowoczesność na każdym kroku, przepych i bogactwo, także doskonała sieć autostrad. Jesteśmy w Omanie.
Wszędzie tu pracował przy odwiertach ropy i przy szybach naftowych Roicki. Ale jako ekspert od wierceń, zjeździł też całą Europę, był w Stanach Zjednoczonych.
- Każdy odwiert jest inny, bo ziemia kryje wiele niespodzianek, a geologia płata figle - zauważa. - I nieważne, czy to bogata w łoża Azja lub Afryka, czy dużo skromniejsze pokłady Sanoka i Krosna, czy też odwierty w Woli Obszańskiej. To natura. Nigdy nie wiadomo, co zafunduje ludziom. Drzemie spokojnie, a ruszona, może stać się wulkanem.
Był rok 1976. Janusz Roicki, świeżo upieczony maturzysta w LO im. Staszica w Hrubieszowie (klasa mat.-fiz.), wybiera drogę życiową. Wielu kolegów z klasy składało dokumenty na Akademię Górniczo-Hutniczą w Krakowie. I on złożył. Wybrał egzotyczny i zarazem ciekawie brzmiący dla chłopaka z rubieży kierunek: wiertniczo-naftowy.
Po studiach pierwsza praca - w Przedsiębiorstwie Górnictwa Nafty i Gazu w Sanoku. W tym zakładzie (zmieniał nazwy) pracuje do dziś. Rozpoczynał od stażysty, referenta, był kierownikiem zmiany, działu... aż awansował i jest dziś głównym specjalistą do spraw robót geologiczno-wiertniczych.
W Polsce nie ma wielkiej ropy, to nie Kuwejt ani Arabia Saudyjska. Wystarczy tylko porównać liczby. Roczne wydobycie ropy w naszym kraju to ok. 800 tys. ton (a potrzebujemy ponad 15 mln ton!). W Arabii Saudyjskiej (także w potężnej Rosji) tyle wydobywa się na dobę, bywa, że nawet w ciągu połowy dnia.
J. Hereta
To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży