Wydanie 28 z dnia 9 lipca 2008 r. (2008-07-09)

Każdy ma wakacyjną przygodę, którą chętnie wspomina

JAK WAKACJE, TO PRZYGODA

Chyba nie ma takich, którzy nie lubiliby wakacji. Niezależnie od pogody i tego, co się nam przytrafiło w letni czas, wspominamy je po latach z sentymentem. O wspomnienia i tegoroczne plany wakacyjne zapytaliśmy znanych mieszkańców regionu. Oto, co nam opowiedzieli.


Marcin Zamoyski: nad morzem
Kiedy rozmawiamy, prezydent opala się właśnie na nadmorskiej plaży w Kuźnicy nad Bałtykiem. Przyjeżdża tu od czasu, kiedy był młodym chłopakiem. Opowiada, jak ratował kiedyś z kolegami tonące w morzu dziecko. Matka, która niczego nie zauważyła, gdy zobaczyła, że klęczą nad jej dzieckiem, bardzo na nich krzyczała. Dopiero, kiedy dowiedziała się, że właśnie wyciągnęli je z wody, zaczęła dziękować i przepraszać.

Kuźnica, położona na Półwyspie Helskim, między Chałupami a Jastarnią, jest niewielka (tylko 120 domów), mało w niej ludzi - akurat tyle, żeby miło spędzać czas w gronie przyjaciół. Prezydentowi towarzyszy żona, na chwilę wpadnie też córka. Co go zachwyca w Kuźnicy? Mówi, że przede wszystkim mieszkający tu Kaszubi, historia, morze i słodkie lenistwo, któremu może się oddawać w tym miejscu po raz ...dziesty. Rano kupili ryby w pobliskim porcie, wieczorem będą je grillować. Cieszą się piękną pogodą i... brakiem komarów, które przegania nadmorski wiatr. Do Zamościa wrócą pod koniec lipca.

Piotr Linek: nigdy lenistwo
Poeta z Zamościa, którego "łapię" telefonicznie w Krasnobrodzie, w tym roku planuje wyprawę do Pałyngi, na wybrzeże Bałtyku od strony litewskiej, kajaki na Mazurach i wędrówki z namiotem po Roztoczu Południowym. Mówi, że od tego "gdzie", ważniejsze jest "z kim". Na wakacyjne wędrówki wyprawia się więc z żoną Agnieszką, dziećmi Jakubem i Kasią, bratem Krzysztofem, szwagrem Tomkiem i ich rodzinami oraz grupą przyjaciół. Wtedy przygoda gwarantowana.
Opowiada, że podczas jednej z wakacyjnych podróży, po przejechaniu ponad tysiąca kilometrów, z trudem udało się mu znaleźć wolne pokoje w miejscowości Petru Groza w Transylwanii. Jak się szybko okazało, "wolne" to za dużo powiedziane. Kiedy wyszedł spod prysznica, po jego ciele przewędrował trzydziestocentymetrowy szczur. Noc minęła dość spokojnie, acz przy rytmicznym akompaniamencie małych łapek w okolicach sufitu.

Powrót z Sinemorca na wybrzeżu bułgarsko-tureckim, gdzie był z rodziną i znajomymi dwa lata temu, też okazał się interesujący. Zaplanowali nocleg w Budapeszcie. Akurat odbywały się tam mistrzostwa świata w wioślarstwie. Po kilku godzinach poszukiwań, znaleźli wygodny apartament pod tysiącem gwiazd... na stacji benzynowej. Tanio i dość przestronnie, jak zapewnia. Po powrocie do domu, otworzył Internet, by przeczytać, że dwie godziny po ich wyjeździe z Budapesztu przez miasto przeszła trąba powietrzna, zrywając dachy, raniąc setki ludzi i powodując ofiary śmiertelne.

 

Hanna Piaseczna-Czerniak: kocham Roztocze (foto)
Aktorka rodem z Zamościa odbiera telefon w Zwierzyńcu. Jest po premierze w warszawskim Teatrze Komedia, gdzie zagrała Cecylię w "Niebezpiecznych związkach" i gościnnym występie w "Heli w opałach" (emisja - jesienią). Po wakacjach wróci do Teatru Komedia i Starej Prochowni, gdzie gra Lenę w sztuce "Niebo" w reż. Anny Jadowskiej.  Teraz rozpoczęła wakacje.

Opowiada, że jej najpiękniejsze wspomnienia pochodzą z czasu, kiedy była nastolatką. Pod koniec liceum wyruszała ze znajomymi bez żadnego planu i nadmiaru bagażu na wyprawy po Roztoczu, które jest jej wielką miłością do dziś.

Jeździli, czym się dało. Najczęściej stopem (wtedy to jeszcze było bezpieczne, dziś nie poleca nikomu). Dziewczyny stawały przy ulicy i zatrzymywały auta, a chłopcy chowali się w krzaki, wyskakując, kiedy auto się zatrzymało. Podróżowali w przeróżnych warunkach: na workach z solą, żukiem przerobionym w środku na domek kempingowy, w siedmioro w maluchu, w klatce dla świń.

Najgorsze wspomnienie wakacyjne? Jako 5-klasistka na koloniach w Krasnobrodzie miała wziąć "ślub kolonijny" z pewnym chłopcem. Uzgodnili wszystko i czekali na to podniosłe wydarzenie. Tak się jednak nieszczęśliwie zdarzyło, że miała mały wypadek i wychowawczyni wezwała karetkę. Lekarz dał Hance zastrzyk, a jako że do ślubu było trochę czasu, postanowiła się na chwilkę położyć. No i stało się - przespała swój kolonijny ślub! Na dodatek jej niedoszłego "męża", żeby mu nie było smutno, "poślubiła" jej przyjaciółka... - Proszę sobie wyobrazić moją rozpacz - śmieje się dziś.

 

Wojciech Żukowski: rodzinnie

Poseł z Tomaszowa Lub. wakacje zawsze spędza z rodziną. Mówi, że nigdy nie zapomni pobytu w nadmorskim Pobierowie i zachwytu swoich synów, kiedy pierwszy raz zobaczyli morze. Cała rodzina bardzo lubi także wyprawy po okolicach Tomaszowa: często zaglądają na Leliszkę, na Piekiełko. Prawie każda kończy się powrotem na piechotę, bo jak tylko zabiorą rowery, zaraz coś się psuje...

 Wakacje marzeń, jak mówi, ma przed sobą. Od dawna chciał zabrać swoich synów, Tomka (15 lat) i Przemka (12 lat) na "męską" wyprawę do Wielkopolski, kolebki polskiego państwa. Uważa, że ten czas właśnie nadszedł: w tym roku zostawi żonę Basię w domu i wybierze się na męskie zwiedzanie Gniezna, Kruszwicy, Poznania z Ostrowem Tumskim. Marzy mu się nocleg na Ostrowie Lednickim, gdzie chrzczony był Mieszko I. 

 

Leopold Krzyżewski: na kajakach

Prezes Towarzystwa Regionalnego Hrubieszowskiego, który w tym roku wakacje spędza w Suścu, opowiada, że kiedy w 1956 r. pierwszy raz wybrał się z kolegami na wycieczkę w tamte okolice, w pewnym momencie zgubili drogę. Patrzą: chłopiec. - Jasiu, jaka to wioska? - pytają. Chłopiec: - Ja nie Jasio tylko Józio. - Józiu, a ta wioska jak się nazywa? - Rebizanty. - A ty jak się nazywasz? - Józio Rebizant.

Najmilej wspomina obozy szkoleniowe dla młodzieżowych organizacji turystycznych na Roztoczu, na które jeździł w latach 70. Bywał na nich z Władysławą Podobińską, nazywaną "mamą turystyczną". Sentymentem też darzy spływy kajakowe, w których uczestniczył. Podczas jednego z nich, w sierpniu 1968 r., ze znanym krajoznawcą z Lublina Tadeuszem Sobieszkiem postanowili, nie ufając sobie samym i znając swoje skłonności do wesołej beztroski, oddać "rezerwy pieniężne" na powrót do domu na przechowanie bardzo spokojnemu koledze, Julianowi Lewkowiczowi. W pewnym momencie zdarzyła im się jednak wywrotka - Julian fiknął do wody razem z pieniędzmi w kieszeni. Na brzegu rozpalili ognisko, Julian rozciągnął spodnie do suszenia. Pieniądze wypadły i... spłonęły. Do końca wyprawy jedli już tylko potrawy a' la Sobieszek: do garnka, postawionego na ognisku, wrzucali, co mieli w plecakach: pomidory, jabłka, śliwki... Innym razem odwiedził z kolegami, podczas spływu, zakład przetwórstwa owocowego w Maciejowie. Degustacja tak ich wciągnęła, że kiedy obudzili się następnego dnia rano, leżeli w namiotach zalanych po kostki wodą (w nocy była burza), a kajaki odpłynęły w siną dal.

 

Adam Gwizdała: dla zdrowia

Właściciel "Praktibudu", jednej z największych firm budowlanych w Tomaszowie Lub., na długie wakacje nie ma czasu, bo letnie miesiące to sezon na roboty. Planuje najwyżej kilkudniowy wypad za granicę. Opowiada, że wakacje ma... wczesną wiosną i najczęściej wykorzystuje je, żeby zadbać o zdrowie. W ubiegłym roku znajomi polecili mu pensjonat w Ustce, gdzie miał się poddać oczyszczaniu organizmu. Kiedy tam dojechał, zakwaterowano go. Po kilku godzinach zszedł do recepcji, zapytać, kiedy będzie śniadanie, bo bardzo już zgłodniał. Pani w recepcji zdziwiła się: - Śniadanie? Jakie śniadanie? I tak oto dowiedział się, że przyjechał na dwutygodniową głodówkę. Dostał wodę i termofor. Na początku głód mu doskwierał, ale po trzech dniach wszystko się unormowało. - Chodził na spacery, uczestniczył w zajęciach i wycieczkach, kąpał się w morzu (którego temperatura wynosiła 3 stopnie Celsjusza!). Pierwszą zupę zjadł dopiero na dzień przed wyjazdem. - Coś fantastycznego - mówi dziś. Pozbył się "choroby biznesmena"- czyli brzuszka (schudł 14 kg), przestał chrapać, skończyły się różne dolegliwości. Zapowiada, że jak tylko znajdzie chwilę, znów do Ustki wróci.

O wakacje pytała Małgorzata Mazur

To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży


Komentarze

Ta strona używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej
Rozumiem