Rzecz o aniołku, trzech pniaczkach, księżej gosposi i wzburzonych parafianach
MAJĄ DOŚĆ PROBOSZCZA
- Zadzwoniła do mnie mama z Wiszniowa, rozdygotana cała: „Ty wiesz, nasz pomniczek (jej synka, zmarł ponad 30 lat temu - przyp. red.) zniszczony. I aniołek roztrzaskany" - mówi Bożena Mazurek z Hrubieszowa. - „A jeszcze zostałam zwymyślana przez naszego proboszcza, nikt mnie tak dotąd nie upokorzył" - mówiła chaotycznie.
Co się stało?
Wichura złamała drzewa przy parkanie cmentarza w Wiszniowie. Tak niefortunnie, że prawdopodobnie konar upadł na płot, ten przewrócił cementowy cokół z aniołkiem na nagrobku braciszka pani Bożeny. Proboszcz, zarządzający cmentarzem, kazał uprzątnąć drzewa. O zniszczonym nagrobku mama pani Bożeny dowiedziała się od sąsiadów. Poszła z tym do księdza. A ten, przy ludziach, zwymyślał ją, potem wypędził z zakrystii.
- Całą drogę do domu płakała, potem zadzwoniła do mnie - opowiada Mazurek. - O! Nie. Nie pozwolę, by tak poniżyć starszą osobę. Rzeczoznawca wycenił szkody na 500 zł, ale tu nie o pieniądze, lecz o przyzwoitość i szacunek chodzi.
Pani Bożena złożyła skargę do UG w Mirczu (sprawdziła, urząd nie wydawał kapłanowi zezwolenia na wycinkę - powinien je uzyskać, nawet gdy drzewa uszkodziła burza). O zniszczeniu nagrobka powiadomiła też mirecką policję.
Zanim jednak policja wszczęła dochodzenie, a wójt postępowanie administracyjne, proboszcz posłał swoją gospodynię z pniaczkami do urzędu, by pokazać, że to wichura złamała drzewa.
Gospodyni była wyraźnie zdenerwowana. Krzyczała, że ludzie bezpodstawnie oczerniają księdza. Zostawiła wójtowi Lechowi Szopińskiemu reklamówkę, a w niej trzy wystrzępione pieńki.
Wójt odesłał klocki pocztą, do przesyłki dołączył list. „Z uwagi na to, że nie wiem, jakiemu celowi ma ona służyć, postanowiłem ją odesłać, bowiem nie przyjmuję żadnych korzyści materialnych. (...) Muszę działać dla dobra mieszkańców gminy i w granicach obowiązującego w Polsce prawa. Takie prawa i obowiązki spoczywają na każdym obywatelu, w tym również na osobach duchownych. Dlatego też musimy w terminie składać deklaracje w sprawie gruntów, nieruchomości, lasów (Słotwiński nie złożył, wójt skarżył się na opieszałość kapłana w Kurii w Zamościu - przyp. red.), składać wnioski na wycinkę drzew, nie nosić broni na lekcjach w szkole i przede wszystkim kochać bliźniego jak siebie samego".
Jadwiga Hereta
To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży
Komentarze
To jest skomplikowana sprawa, ale tylko dla mieszkańców Zamojszczyzny. Nic nie ujmując temu regionowi, słynącemu z wyjątkowej religijności i kościelnego poddaństwa, takie problemy będą tam występować przez wiele najbliższych lat. W wielu innych regionach Polski, wystarczy podstawić pod plebanię taczkę lub skontaktować sie z miejscowym biskupem. I proboszcza nie ma.
Taka Polska. Niech wreszcie księża starają się jak wójtowie czy radni. Dobry, to go chcą i wybiorą. Kiepski mandatu nie dostanie.