Wydanie 17 z dnia 23 kwietnia 2008 r. (2008-04-23)

Zamościanka znalazła pracę w londyńskim PricewaterhouseCoopers, jednej z największych instytucji finansowych na świecie

ISKIERKA ZARZĄDZA RYZYKIEM

O pracę starało się kilkanaście tysięcy osób, absolwentów najlepszych uniwersytetów świata (m.in. Cambridge, Oxford, Imperial College). Wybrano tylko 50, wśród nich była jedyna Polka - Ewa Jadczyszyn (25 l.) z Zamościa.  

W tej ważnej dla finansów i gospodarki świata firmie konsultingowej zamościanka pracuje od ponad pół roku, w prestiżowym dziale zajmującym się bankami i instytucjami rynku kapitałowego. Specjalizuje się w zarządzaniu ryzykiem.

Właśnie ono, także zacięcie, solidna nauka i szczęście zawiodły ją do Londynu.

- To nieprawda, że my, ludzie z małego zakątka Polski, nie możemy niczego osiągnąć. Jeszcze ile, trzeba tylko chcieć - mówi Ewa.

Jej zamojski rozdział to najpierw czwórki: przedszkole nr 4, potem podstawówka - też „czwórka". Później była Unia Europejska.

- Tak, tak, to jakiś symbol, który zdeterminował moje życie. Dyplom maturalny odebrałam w dniu, kiedy moja szkoła średnia - Zespół Szkół Społecznych w Zamościu - przybrała imię właśnie UE. Już wtedy ciągnęło mnie do tej Unii. Nie miałam pojęcia, że wciągnie aż na 46. piętro finansowego giganta w Londynie.

Zdając maturę, Ewa jednocześnie dostała się na Akademię Górniczo-Hutniczą w Krakowie. Wybrała kierunek: zarządzanie i inżynieria produkcji, ten sam, który prawie 30 lat przed nią kończył jej tata Zbigniew Jadczyszyn, kiedyś dyrektor Zamojskich Fabryk Mebli.

Na studiach zaczęła działać w międzynarodowej organizacji studenckiej AIESEC.

- To było świetne doświadczenie. Poznałam wielu obcokrajowców, nawiązałam niezliczoną ilość kontaktów z ludźmi z różnych zakątków świata - opowiada. - Dzięki temu, po trzecim roku studiów, spełniło się jedno z moich największych marzeń. Chciałam zobaczyć Londyn. Zobaczyłam i utknęłam tam na dobre.

Właśnie dzięki pracy w AIESEC dostała pracę w jednej z największych instytucji finansowych na świecie - Citigroup. W ciągu dwóch tygodni załatwiła sprawy na uczelni, dostała urlop dziekański, spakowała się i wyjechała na Wyspy. Było to niedługo po tragicznych zamachach terrorystycznych w londyńskim metrze.

Czy bała się?

- Młodzi są odważni, ryzykują. A zamachy? Nigdy nie wiadomo, kiedy i gdzie do nich dojdzie - mówi Ewa. - Trochę obawiali się tylko rodzice, ale... zawsze popierali moje wybory. Tak było i wtedy.

Było ciężko. Polka nie znała nikogo, podjęła pierwszą poważną pracę, na dodatek w obcym języku, środowisku i kulturze. Znała angielski, ale posługiwać się nim, jeszcze w finansach, to zupełnie inne doświadczenie. W 46-piętrowym wieżowcu Citigroup współpracowała z ludźmi z całego świata, z wieloma takimi, jak ona - nowymi. Szybko przystosowała się do nowego świata.

Z czasem zyskała śmieszną ksywkę „Ewa elektryk". Skąd taka?

- Wszystko przez moje nazwisko. Nikt z Anglików i innych obcokrajowców nie może go wymówić. Na widok zbitki trudnych do wypowiedzenia w obcym języku spółgłosek, ludzie wybuchają śmiechem. A ja im tłumaczę, że Jadczyszyn wymawia się tak, jak po angielsku elektryk: electrician, czyli „elektryszyn" - śmieje się. - Teraz dla moich znajomych jestem od potocznej nazwy elektryka - „sparky" - „iskierka".

Jadwiga Hereta

To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży


Komentarze

Ta strona używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej
Rozumiem