Wydanie 9 z dnia 27 lutego 2008 r. (2008-02-27)

Miał być glazurnikiem we Francji. Kilka dni temu w Zamościu był jego pogrzeb

ZGINĄŁ W NOTRE DAME

Stanisław Burcon (41 l.) z Zamościa wypadł z okna i śmiertelnie uderzył głową o beton. Choć od wypadku minął prawie miesiąc (zdarzył się 2 lutego), jego okoliczności wciąż nie są znane.  

- Nic nie wiemy, nikt nie chce nam pomóc. O tragedii dowiedzieliśmy się dwa dni po śmierci Staszka, gdy zaniepokojeni, sami zaczęliśmy wydzwaniać - nie kryje żalu Anna Burcon, żona zmarłego.

- Raz słyszeliśmy, że Staszek mógł popełnić samobójstwo. Przed śmiercią podobno był mocno przygnębiony. Innym razem mówiono nam o nieszczęśliwym wypadku - dodaje Elżbieta Ściborska, siostra Burcona. - Potem sugerowano nam, że to przez alkohol.

Stanisław Burcon pracował za granicą od wielu lat. Był w Sankt Petersburgu, we Włoszech, w Anglii, przez dwa lata we Francji. Do domu wrócił na Boże Narodzenie, skończył mu się kontrakt. Poszukiwał roboty. I znalazł. Ogłoszenie brzmiało: „Glazurników z doświadczeniem pilnie poszukujemy do pracy we Francji". Umowę podpisano 30 stycznia. Wyjechał, 1 lutego, do Tours. 

- Cieszył się, bo praca była legalna. Miesięcznie miał zarabiać 1,2 tys. euro. Pracodawca zapewniał zakwaterowanie, nawet kupił bratu bilet do Francji - przypomina sobie Ściborska.  

Burcon zadzwonił do syna i siostry z granicy polsko-niemieckiej (1 lutego). To była ostatnia jego wiadomość. Nazajutrz dojechał na miejsce. Z autokaru odebrał go pracodawca, zawiózł do domu na obrzeżach Tours - Notre Dame, gdzie miał mieszkać z dwójką Polaków z Lubelszczyzny.  

Zawsze dawał znać rodzinie, gdy zajechał. Tym razem była cisza. Rodzina wielokrotnie próbowała telefonować do Staszka, dopiero 4 lutego matka dodzwoniła się do Stephane P., pracodawcy. Szok. Syn nie żyje. Spadł z wysokości ok. 8 m na głowę. Jak to się stało?

Elżbieta Salamon, nasz konsul w Paryżu, o śmierci Polaka dowiedziała się od rodziny. Ta prosiła ją nie tylko o pomoc w ustaleniu okoliczności śmierci, także o wsparcie materialne.

Jadwiga Hereta

To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży


Komentarze

Ta strona używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej
Rozumiem