Wydanie nr 14 z 2015 r. (2015-04-08)

Stolarz z Potoka Górnego zbudował oryginalne auto

DREWNIANY KABRIOLET

Silnik, podwozie i światła są z malucha, który miał iść na złom. Karoserię wykonałem ręcznie z różnych rodzajów drewna. I tak powstał maluch kabriolet - mówi 72-letni Stefan Stępniowski z Potoka Górnego.

Pan Stefan jest stolarzem od ponad pięćdziesięciu lat. Fachu uczył go ojciec. Jak mówi już jako kilkuletnie dziecko, gdy pilnował owiec, zabierał ze sobą kawałek drewna, nóż, i żeby się nie nudzić dłubał. Gdy skończył 10 lat pomagał ojcu robić sanie z drewna.

-                     Jak miałem 18 lat to już zacząłem pracować na własny rachunek. Na brak pracy nie narzekałem. Robiło się ludziom podłogi, drzwi i schody – opowiada.

Pewnego razu jadąc samochodem przyszło mu do głowy, że  może zrobiłby sobie auto z drewna albo bryczkę. Ale z bryczki zrezygnował, bo nigdy za końmi nie przepadał i nie miał tak dużego gospodarstwa, żeby trzymać konia. Natomiast pomysł zbudowania drewnianego samochodu nie dawał mu spokoju. W końcu postanowił, że musi mieć takie auto. Choćby tylko po to, by jeździć nim koło domu. Wówczas nawet nie myślał, żeby wyjeżdżać na szosę.    

Miał wtedy dużego fiata, ale auto było jeszcze w dobrym stanie i szkoda byłoby  je rozbierać. Wybór padł na malucha, bo to  nieduży i poręczny samochodzik.

Odpowiednie auto wypatrzył pięć lat temu u klienta, któremu robił schody. Zaproponował, że odkupi od niego „rzęcha” za czterysta złotych. Ten przystał na propozycję.

- Sprawdziłem silnik i wykonałem konserwację podwozia. Zardzewiałą karoserię wyrzuciłem – mówi pan Stefan. 

 

Małgorzata Pytkowska

To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży, lub do zakupu e-wydania (tylko 2.5 zł).


Komentarze

Ta strona używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej
Rozumiem