NA DNIE SZUFLADY
Wojciech Frydel – w odróżnieniu od innych laureatów – nie ma żadnego doświadczenia literackiego, ani zawodowego, ani hobbystycznego. Z wykształcenia jest ekonomistą, przez wiele lat pracował jako dyrektor finansowy w Poznaniu, potem z żoną kupił gospodarstwo rolne i wyprowadził się do miejscowości Buk.
– Ma pan 60 lat i właśnie zadebiutował jako literat. Zdaje się, że nasza gazeta trochę się do tego przyczyniła?
– No tak, bo przeczytałem ogłoszenie o konkursie w „Angorze”. Co prawda od dawna nosiłem się z zamiarem napisania czegoś o nieboszczce cioci, ale tak jakoś schodziło... Przejrzałem jej papiery, odłożyłem na bok... Wy staliście się katalizatorem. Był termin, był temat, wystarczyło usiąść i zacząć pisać. Wtedy okazało się, że można.
– Czyli ten temat chodził za panem?
– Tak było. Tak sobie myślę, że nadal jest dużo rzeczy, których ludzie nie wiedzą lub o których zapomnieli. Ci, którzy mieli je w pamięci, odchodzą coraz częściej i szybciej. Warto poznać ich historie.
– Kiedy znalazł pan listy cioci?
– Ciocia zmarła w 2009 r. i zobowiązała mnie do zorganizowania pogrzebu, bo była osobą samotną. Musiałem też uporządkować jej wynajmowane mieszkanie, by je zwolnić. Wtedy znalazłem pamiętnik i listy.
Rozmawiała Anna Rudy
To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży, lub do zakupu e-wydania (tylko 2.5 zł).