Za pierwszym razem się nie udało, ale człowiek uczy się na błędach
DWA METRY SZCZĘŚCIA
Wędkarz jest zapalonym karpiarzem i właśnie na te ryby nastawił się podczas zasiadki 4 lipca. Miejsce na jego ulubionym łowisku, jakim jest zbiornik w Nieliszu, zostało wcześniej zanęcone kukurydzą i własnej roboty kulkami proteinowymi. W kulki został także uzbrojony zestaw. Branie zaczęło się o godz. 3 nad ranem.
– To był potężny odjazd, którego nie byłem w stanie zatrzymać, i już wiedziałem, że mam do czynienia z większym przeciwnikiem niż karp – wspomina wędkarz.
Dodaje, że tym razem postanowił przyjąć inną taktykę. Tym razem, bo okazało się, że tydzień wcześniej miał w tym samym miejscu podobne branie. Niestety, po krótkim siłowym holu stracił rybę, najprawdopodobniej też suma.
– Nauczony wcześniejszym doświadczeniem postanowiłem dać rybce poszaleć. Zwolniłem żyłkę i tak chodziłem sobie za nią po brzegu – mówi.
Zabawa trwała trzy godziny. O godz. 6 zmęczony sum został doholowany do brzegu, gdzie dał się spokojnie podebrać. Miał 192 cm długości, ważył 53 kg. Po kilku pamiątkowych fotkach wrócił do wody. Sprzęt, którego używał wędkarz, to karpiówka Yad Yorkshire 3,6, kołowrotek Okuma Spector 65 z żyłką Quantum Salsa 0,35 i przyponem strzałowym 0,45.
– Zgłosiłem rybę dopiero teraz, bo chciałem zobaczyć, jakie sumy zgłoszą inni. Większego nie było, a że konkurs już się powoli kończy, uznałem, że nie będę dłużej zwlekać – tłumaczy Arkadiusz Walas.
Roni Ripperek
To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży, lub do zakupu e-wydania (tylko 2.5 zł).