Wydanie nr 36 z 2014 r. (2014-09-10)

Już w pierwszych dniach września 1939 r. Zamojszczyznę zalała fala uchodźców

WIELKA UCIECZKA

„Dzisiaj Lublin wygląda wręcz przygnębiająco. Wszystkie ulice, zwłaszcza główne, zatłoczone samochodami najrozmaitszych marek i typów. Walizki i toboły nie tylko wewnątrz, ale i na dachach, na zderzakach, na błotnikach, na maskach... Stacje benzynowe w oblężeniu, ale już mało kto dostanie tu trochę benzyny (...). Widziałem też niejeden samochód ciągnięty końmi” – notował 7 września w dzienniku dr Zygmunt Klukowski, który trzy dni wcześniej został zmobilizowany, opuścił Szczebrzeszyn i udał się do Wilczopola pod Lublinem, do pracy w szpitalu wojskowym.

Już pierwszego dnia niewypowiedzianej nam przez Niemców wojny na Zamojszczyznę zaczęły docierać pierwsze fale uciekinierów z pogranicza niemieckiego. Radio podało informacje o bombardowaniu Gdyni i Krakowa, co wywołało „piorunujące wrażenie” – ale nastrój wśród ludności był dość dobry, zwłaszcza że wszyscy spodziewali się szybkiej reakcji ze strony Anglii i Francji, wierzyli także w siłę polskiej armii.

Drogi – zatłoczone do granic możliwości, zajęte przez wzbierającą falę ludzi uchodzących z kolejnych terenów zajmowanych przez błyskawicznie posuwającą się w głąb Polski armię niemiecką, także przez przemieszczające się polskie oddziały wojskowe i powołanych do służby rezerwistów – stały się jednym z symboli września 1939 r. i polskiej klęski. W miarę upływu dni kraj pogrążał się w coraz większym chaosie, na drogach widać było to jak na dłoni.

Doktor Zygmunt Klukowski, który wyjechał ze Szczebrzeszyna kilka dni po rozpoczęciu działań wojennych, 4 września, był zaskoczony widzianymi po drodze obrazkami. A co zobaczył? „Na szosach, pomimo niedzieli, wszędzie szalony ruch. Im bliżej Lublina, tym więcej spotyka się furmanek naładowanych rzeczami, zdążających w przeciwnym kierunku. Tak samo autobusy jadące od strony Lublina przepełnione, na dachach całe sterty walizek i tobołków”. Przygnębienie, potem rozpacz rosły szybko, wręcz z dnia na dzień.

 

Anna Rudy 

To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży, lub do zakupu e-wydania (tylko 2.5 zł).


Komentarze

Ta strona używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej
Rozumiem