Wydanie nr 29 z 2014 r. (2014-07-23)

Nie widzi i nie ma ręki, a mimo to przebiegł ponad 100 maratonów. Od lat przyjeżdża na Bieg Pokoju Pamięci Dzieci Zamojszczyzny

NIEWIDOMY MARATOŃCZYK

Ryszard Sawa w tym roku kończy 70 lat. Od 61 lat nie widzi, nie ma dłoni. Wzrok i rękę stracił podczas wybuchu miny w Korniach pod Lubyczą Król. Ale nie narzeka. Bo wypadek, który niejednemu złamałby życie, jemu dał rozpęd.

 

Ryszard Sawa od lat mieszka w podwarszawskim Pruszkowie, ale urodził się w Senderkach (gm. Krasnobród). – Szybko jednak z rodzicami: Genowefą i Michałem, przenieśliśmy się do Korni. Po akcji „Wisła”, podczas której z tamtych okolic wysiedlono Ukraińców, zostało mnóstwo pustych domów i gospodarstw – opowiada.

– Ukraińcy po paru miesiącach podpalili dom, w którym mieszkaliśmy, więc przenieśliśmy się do innego.

Miał dziewięć lat i był w trzeciej klasie (w Korniach była czteroklasowa szkoła), kiedy przydarzyło mu się nieszczęście.

– Pasłem krowy i znalazłem pocisk. Niedaleko były bunkry zbudowane na linii Mołotowa – wspomina. Wziął niewypał do ręki i chciał odkręcić zapalnik. Trzymał pocisk na wysokości twarzy, kiedy mu wybuchł. Stracił przytomność.

Ludzie, którzy usłyszeli huk, zawiadomili pogotowie z Tomaszowa Lub. Wszystko trwało bardzo długo, bo do najbliższego telefonu było osiem kilometrów. Chłopiec stracił wzrok; miał rozerwaną twarz, uszkodzone kości policzkowe, poszarpane ręce. W tomaszowskim szpitalu życie uratował mu wojskowy chirurg. Prawą dłoń trzeba było odciąć tuż pod łokciem.– Po miesiącu wysłano mnie do Krakowa, do okulisty. A stamtąd do szkoły – wspomina.

Małgorzata Mazur

To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży, lub do zakupu e-wydania (tylko 2.5 zł).


Komentarze

Ta strona używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej
Rozumiem