Z wiosek i miasteczek Zamojszczyzny wyjeżdżają w świat. Za nimi co tydzień jadą domowe bigosy, pierogi, konfitury
SŁOIKI TO MY
„Słoiki” – tak o nich, z poczuciem wyższości, mówią rodowici warszawiacy. Określenie ukuto w stolicy, ale zjawisko dotyczy każdego dużego miasta w Polsce: Krakowa, Łodzi, Poznania, Wrocławia. „Słoikami” nazywa się też naszych rodaków, którzy wyemigrowali do Londynu czy Dublina.
Słoik na blachach
– Choć „słoiki” były częścią Warszawy od lat, sam jestem „słoikiem”, długowiecznym, bo już ćwierć wieku w weku. Samo pojęcie jest świeże. Zostało ukute kilka lat temu, by ironicznie, wręcz z pogardą podkreślić brak związku z Warszawą i niechęć do odcięcia pępowiny łączącej przyjezdnych z miejscem pochodzenia – mówi Tomasz Sadowski z Lubelskiego, założyciel Warszawskich Słoików, portalu warszawiaków prowincjonalnych.
– Portal powstał po to, by dodać otuchy „słoikom” i pokazać, że ta warszawska wyższość nie jest zasadna. A my, „słoiki”, wcale nie jesteśmy gorsi. Przeciwnie, „słoiki” są odważne, zaradne i przedsiębiorcze. Bo kiedy znajdą się w dużym mieście, do przodu pcha ich determinacja. Świetnie sobie radzą. W końcu przyjeżdżają tu, żeby się rozwijać.
I tak zdominowały stolicę, że nieoczekiwanie symbol Warszawskich Słoików wygrał w konkursie na neon, który miał być symbolem stolicy. Starł się w finale z neonem przedstawiającym cyfry „+48 22”.
Jadwiga Hereta, Małgorzata Mazur
To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży, lub do zakupu e-wydania (tylko 2.5 zł).