Tylko czterech sekund potrzeba, by się w kimś zakochać
MIŁOŚĆ TO CHEMIA
Konstanty I. Gałczyński w „Teatrzyku Zielona Gęś” zdefiniował ją jako „psychiczną hipermetamorfozę, prowadzącą do hipercenestezji, co w konsekwencji daje angiopatyczną neurastenię”. Bardzo ładnie, prawda?
Potraktujmy jednak sprawę z należytą powagą.
Doktor n. farm. Marta Kruk-Słomka z Katedry i Zakładu Farmakologii z Farmakodynamiką Uniwersytetu Medycznego w Lublinie z racji wykonywanego zawodu – sama szczęśliwie zakochana od pięciu lat – do kwestii miłosnej podchodzi naukowo. Według niej wielkie uczucie zaczyna się w mózgu. – Kiedy zakochujemy się, w naszym mózgu zaczynają się wytwarzać rozmaite substancje chemiczne, co uruchamia szereg reakcji wprowadzających organizm w stan przypominający oszołomienie – mówi. To coś podobnego do odurzenia, przeradzającego się w uzależnienie – mówi pani doktor.
Cztery sekundy
Podobno tylko tyle trzeba, by się zakochać. A potem cała chemiczna maszyna rusza pełną parą, co widać niemal natychmiast: migdałowe spojrzenie, błąkający się w kąciku ust uśmieszek, nagłe wybuchy śmiechu. Człowiek lata jak na skrzydłach. Sam pięknieje, a w ukochanej czy ukochanym widzi niemal ideał bez wad.
MaMaz
To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży, lub do zakupu e-wydania (tylko 2.5 zł).
Komentarze
Dawno dawno temu jak nie było Parku Miejskiego to Rynek Wodny był miejscem gdzie chemia "Walentynkowa" powstawała .Pary później kierwały się przez Furtę Wodną na końcu Moranda do M. Gaju gdzie wielkość tej chemii była sprawdzana...