Wydanie nr 17 z 2013 r. (2013-04-24)

Rozmowa z Andrzejem Pidkiem, byłym napastnikiem KS Hetman Zamość

ANDRZEJ PIDEK: ZDOLNY, ACZ NIEPOKORNY

– W 1991 r. pojawiałeś się w Hetmanie, minęły 22 lata, a ty nadal jesteś zawodnikiem Hetmana, tyle że tego z Żółkiewki...

– Jesienią nie grałem, bo dopiero niedawno wróciłem z zagranicy. Chyba jednak dam już sobie spokój z piłką. Mam swoje lata (44 – przyp. red.).

Kibice krzyczeli „idź, dziadku, bawić wnuki”?

– Nie. Atmosfera w klubie i na trybunach była świetna. Inne kluby mogą pozazdrościć.

Brakuje zdrowia?

– Po prostu nie bardzo mi się już chce. Człowiek idzie do pracy na cały dzień i nie ma czasu na trenowanie. Bez treningu grałem ostatni rok, ale tak się nie da, którakolwiek liga by to była. Nie mam kilkunastu lat, że organizm się szybko zregeneruje. Po meczu dochodziłem do siebie ze trzy dni.

Całkowicie zawiesisz buty na kołku?

– Rekreacyjnie gdzieś tam z chłopakami będę grał, ale tylko na osiedlowym boisku. Teraz jest gdzie, nie to co w latach 90.

No właśnie, cofnijmy się do nich. Jak trafiłeś do Hetmana?

– Grałem w Wiśle Puławy, która występowała w tej samej, III lidze. Wisła zaczynała się sypać, do zamojskiego klubu właśnie wchodził Kadex. Zaproponowano mi grę, dogadałem się z władzami klubu i zostałem. Zespół prowadzili wówczas Stanisław Gielarek i Zbyszek Pająk.

Rozmawiał Roland Maziarka

To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży, lub do zakupu e-wydania (tylko 2.5 zł).


Komentarze

Ta strona używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej
Rozumiem