Wydanie nr 6 z 2013 r. (2013-02-06)

Była już w agonii, gdy ją gwałcił. A może już nie żyła? Jedno jest pewne: musiało to nastąpić tuż po zadaniu ciosów siekierą

MORDERCA PRZYSZEDŁ NOCĄ

Początek przełomowego 1989 roku. Feliksówka, mała wioska koło Suchowoli. 67-letnia samotnie mieszkająca wdowa zostaje w bestialski sposób zamordowana i zgwałcona. Milicjanci od początku nie mieli wątpliwości, że był to mord na tle seksualnym. Mordercy chodziło tylko o zaspokojenie nieokiełznanego popędu.

 

17 stycznia, wtorek, bardzo ciepły zimowy poranek (kilka stopni na plusie). Listonosz z poczty w Suchowoli przyjechał rowerem do Feliksówki. Miał zasiłek dla wdowy. Przed jej domem był około godz. 10. Zdziwił się, gdy zobaczył, że drzwi wejściowe są zdjęte z zawiasów i postawione przy ścianie.

– Pani Wiśniewska – zaczął nawoływać. Odpowiedzi nie było. Zajrzał więc do środka. Gdy zobaczył przewrócone krzesło na środku pokoju, przeszył go strach. Postanowił dalej nie wchodzić, chyba miał przeczucie, co może zobaczyć. Pędem wsiadł na rower i pojechał do najbliższych zabudowań.

– Jest u was Wiśniewska? – zapytał.

– Nie ma.

– U niej chyba był napad. Coś tam się na pewno stało, drzwi są powyrywane – nie krył zdenerwowania. Wsiadł na rower i pojechał do drugich sąsiadów. Te same pytania i odpowiedzi.

Ulicą szła jakaś kobieta. To pewnie Wiśniewska, pomyślał listonosz i podjechał, by się upewnić. Ale to nie była ona. Gdy wrócił pod dom, wszystko było już jasne. Sąsiad – Marian Pereszczaka właśnie wychodził z domu. Był blady jak ściana. Obok szła lamentująca sąsiadka.

– Wiśniewska nie żyje. Leży tam koło pieca caluśka we krwi – zawodziła kobieta.

– Czekajcie tu, zadzwonię na milicję. Listonosz pojechał do sołtysa, skąd zadzwonił do naczelnika poczty. Opowiedział mu o zwłokach, a ten poinformował milicję i pogotowie.

Tymczasem w ośrodku zdrowia w Suchowoli:

– Panie Kaziu (pracownik gospodarczy), wsiadaj pan ze mną do samochodu i jedziemy – z budynku wybiegł doktor Woś.

– Po co ja mam jechać?

– Jest jakieś morderstwo, a sam nie chcę jechać. Dzwonili z poczty – doktor wsiadł do swojego prywatnego samochodu i pojechali.

Na miejscu zbrodni – w pokoju na podłodze, tuż przy piecu, lekarz najpierw zobaczył nogi. Były już zimne. Zgon musiał nastąpić kilka godzin wcześniej. Pokój niemal ociekał krwią. Kobieta (w koszuli nocnej) leżała twarzą do podłogi. Na nagich pośladkach miała położoną poduszkę.

Aneta Urbanowicz
Wszystkie nazwiska zostały zmienione.

 

To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży, lub do zakupu e-wydania (tylko 2.5 zł).


Komentarze

Ta strona używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej
Rozumiem