Oficjalnie problem nie istnieje. Nieoficjalnie wiadomo, że pasożyty mają się dobrze, a wytępić je nie jest łatwo
WSZY NIE MA, ALE SĄ!
Oficjalnie wszystko gra
Dyrektorzy szkół i przedszkoli, z którymi rozmawialiśmy oficjalnie, zgodnie zapewniali, że ich placówek ten problem nie dotyczy. Bo czasy się zmieniły. Bo nie ma już takiej biedy, jak kiedyś. Bo nie ma już brudu. Jest super. Naprawdę?
– Pamiętam wrzesień i październik w poprzednim roku szkolnym. To był prawdziwy dramat – mówi anonimowo wieloletni, były już dyrektor jednej z podstawówek w Zamościu. – Wtedy wszy miała bardzo duża liczba uczniów. Musieliśmy zorganizować zebrania rodziców, wszystkich instruować, jak z tym walczyć. Ale lekko nie było. Doszło nawet do tego, że brakowało w aptekach preparatów, które zwalczają te pasożyty. Wiem na pewno, że podobnie było wówczas także w innych szkołach w Zamościu, nie tylko podstawowych, ale i gimnazjach, i w szkołach średnich.
W klasie córki pani Małgorzaty z Zamościa problem wszy pojawił się trzy lata temu.
– Odkryłam to robactwo u córki. Zgłosiłam sprawę wychowawczyni i wtedy dowiedziałam się, że nie tylko ja mam ten problem, ale wcześniej nikt nie mówił ani słowa – opowiada 30-letnia zamościanka. Na własną rękę znalazła w aptece odpowiedni preparat. Zastosowała go natychmiast u wszystkich członków rodziny. Wszy zniknęły. Na krótko. – Po jakichś dwóch tygodniach musiałam to świństwo truć od nowa. Najwyraźniej nie wszyscy rodzice równie poważnie podeszli do tematu – wspomina nasza Czytelniczka.
Poza urzędową kontrolą
W 2008 roku zmieniły się przepisy. W Polsce przestały występować choroby przenoszone przez wszy (np. dur wysypkowy), więc wszawica została wykreślona z wykazu chorób zakaźnych. Nie ewidencjonują jej w związku z tym, bo już nie muszą, sanepidy.
Anna Szewc
To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży, lub do zakupu e-wydania (tylko 2.5 zł).