Jeśli palisz, nie truj innych. To właśnie za tzw. biernymi palaczami ujmują się rygorystyczne zapisy nowej ustawy antynikotynowej
PALACZE SCHODZĄ DO PODZIEMIA
Tomaszowski magistrat wyprzedził słynną (i to już zanim zdążyła wejść w życie) ustawę antynikotynową i już rok temu wprowadził całkowity zakaz palenia w budynku urzędu. Dotychczasowa palarnia na korytarzu została zamknięta. - Bo u nas jest bardzo ciasno i inni urzędnicy skarżyli się, że dym im przeszkadza - mówi burmistrz Żółkiewski. Palacze wychodzą więc teraz do palarni „pod chmurką" - czyli do popielniczek ustawionych przy bocznych wejściach do urzędu. Nad jednym z nich nawet jest zadaszenie. W drugim - osłony od wiatru i mrozu żadnej! Mało brakowało, a władze do swojego bilansu sukcesów w rządzeniu mogłyby jeszcze dopisać „uratowanie" od nałogu kilku palaczy, ale - jak się okazuje - seanse w Lublinie nie do końca były skuteczne. - Koniec końców palenia nikomu nie udało się rzucić, ale ludzie i tak są zadowoleni, nawet ci, co palą. Bo jak trzeba wychodzić na dwór, palą mniej, oszczędzają zdrowie i pieniądze - mówi Tadeusz Żółkiewski, który sam nigdy nie palił. Burmistrz miasta Ryszard Sobczuk owszem, ale rzucił papierosy wiele lat temu.
Niepalący szefowie są dla podwładnych-palaczy zazwyczaj mniej wyrozumiali. Teraz niewiele mogą, bo wyznaczenie miejsca do palenia w zakładach pracy jest w zasadzie ich obowiązkiem. Po zmianie przepisów - stanie się kwestią dobrej woli, którą w dodatku skutecznie mogą osłabić wymogi stawiane samym palarniom.
Anna Rudy
To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży