Wydanie 30 z dnia 29 lipca 2009 r. (2009-07-29)

Fa ni Den ni Hakili Senu togo la, Amina. Czyli: w imię Ojca, Syna i Ducha Świętego – modli się siostra Irena w języku djula

W KRAJU SZLACHETNYCH LUDZI

Kiedy po pięciu latach pracy w Afryce pisała do przełożonej, że lekarz kazał jej wracać do Polski, wyła jak pięcioletnia dziewczynka. A miała prawie 40 lat. Siostra Irena Murawska od trzech lat mieszka w domu zakonnym w Łabuniach. I chociaż od powrotu z Afryki minęło ćwierć wieku, nadal łza jej się kręci w oku, kiedy pokazuje gałązkę milu.  

Irka, ty masz powołanie! - dzięki temu odkryciu kuzyna z seminarium dziewczyna z podłomżyńskiej wsi trafiła do Burkina Faso.

Burkina w języku ludu Mosi znaczy: szlachetny. Faso - w języku djula (posługuje się nim lud Bambara): dom ojca, czyli ojczyzna. Kiedyś, będąc w urzędzie kraju szlachetnych ludzi, spojrzała na mapę. Sześćdziesiąt pięć grup etnicznych, tyle samo języków i kultur - to wszystko na zaledwie 274 tys. km kw., wśród 8 mln ludzi. - Kiedy wyjeżdżałam stamtąd, mieliśmy tylko 9 katolickich diecezji, teraz 12 - cieszy się. Śledzi rozwój „swoich" misji bardzo dokładnie. - Liczba katolików w Burkina Faso od mojego wyjazdu zwiększyła się z 12 do 15 proc., a teraz mamy 12 nowych miejscowych nowicjuszek - wymienia skrupulatnie.

 

Dzień dobry poczwórnie

Do zakonu Franciszkanek Misjonarek Maryi wstąpiła w wieku 22 lat. Skończyła misjologię na ATK w Warszawie, jeździła do Francji i Rzymu, żeby się kształcić i poznawać świat. Do Górnej Wolty w Afryce (dziś - Burkina Faso - przyp. red.) wysłano ją w 1981 r. Trafiła do miasta Bobo-Dioulasso. - Mieszkają tam bardzo ubodzy ludzie. Nie mają pieniędzy, za to dużo czasu i boży pokój w sercach - opowiada. - I naprawdę są szlachetni.

Pierwszych słów w języku djula nauczyła ją wdowa, która w soboty przychodziła do misji zamiatać podwórko - w ten sposób odwdzięczała się za pomoc sióstr. - Ona mówiła: lumen Deo, ja odpowiadałam: et je. Wtedy kobieta klaskała w ręce. Tak bardzo cieszyła się, że pozdrawiam ją w jej języku - opowiada siostra Irena. To od wdowy dowiedziała się, że zwykłe „dzień dobry" może mieć cztery wersje, w zależności od pory dnia.

Małgorzata Mazur

To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży


Komentarze

gor.an@poczta .onet.pl 2009-07-31  20:40

to tak wyglada jak by w Polsce nie bylo biedy glodnych i kalekich dzieci!! TRZEBA AZ DO AFRYKI JEZDZIC I UDAWAC ZE TAM SIE POSWIECA BUDUJAC STUDNIE ZA DATKI POLAKOW ,CZY LECZYC AFRYKANCZYKOW!!!!!! NAJPIERW TRZEBA ZADBAC O WLASNA POLSKA RODZINE ,POMOC W BIEDZIE ,A DOPIERO GDZIES W AFRYCE!!! TYLKO ZE TO JEST POLITYKA A LUDZIOM SIE WCISKA CIEMNOTE!!!!! JA MIESZKAM JUZ 25 LAT POZA POLSKA I WIDZE JAK BIEDA JEST W DALSZYM CIAGU W POLSCE!!!!

Ta strona używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej
Rozumiem