• 924.jpg
Wydanie 16 z dnia 18 kwietnia 2007 r. (2007-04-18)

Rybie wnętrzności czy ślady świeżej krwi - to częsty widok nad Bugiem

RZEŹ SUMA

Kłusują od lat, niewiele sobie robiąc z kar nakładanych przez straż rybacką czy inne służby. Jest ich co najmniej kilku. Wybrali sobie odcinek Bugu między Rogalinem a Strzyżowem, gdzie sum się grupuje. Mieszkańcy nadbużańskich wiosek z przerażeniem opowiadają o ich bestialskich łowach.

Bug w rejonie Rogalina wygląda pięknie. O tej porze roku wylewa i tworzy na polach rozlewiska. Kłusownicy, żeby dojść do swoich stanowisk, mają do pokonania bardzo grząski teren. Idąc w kierunku rzeki, natrafiamy na ich ślady. - Nikt inny poza kłusownikami się tam nie przedziera. Bo po co? - mówi nasz przewodnik. - Tu kłusują „szarpakowcy". Posługują się jedną z najbardziej okrutnych metod połowu - na tak zwanego szarpaka. Zarzuca się wędkę uzbrojoną w kotwicę trzyramienną lub hak z ciężarkiem u dołu. Ryby nadziewają się na groty i padają ofiarą „mięsiarzy". Przy okazji kaleczy się mnóstwo ryb. Wiele z nich potem ginie. Szarpak stosowany jest głównie na głębinach, w miejscach, gdzie ryb jest bardzo wiele, bo gromadzą się one na tarło lub zimowiska. Szkody wyrządzone naturze są ogromne. W krótkim czasie  wyszarpują po kilka sztuk dorodnych sumów. Kotwica rozpruwa rybie brzuchy. Straszny widok.

29 stycznia po południu w Rogalinie pogranicznicy z placówki Straży Granicznej w Horodle zatrzymali na gorącym uczynku dwóch kłusowników. 41-letni Ryszard M. z Hrubieszowa i 28-letni Ireneusz W. ze Strzyżowa trudnią się tym procederem od lat. Jednak do tej pory nie udało im się nic udowodnić. Ale do czasu.

- Nasze kamery termowizyjne uchwyciły, jak dwie osoby, oddalające się od granicy, ciągną za sobą jakiś przedmiot. Funkcjonariusze pojechali za nimi. Okazało się, że mają przy sobie 25-kilogramowego suma o długości 170 cm.  Był rozdarty - opowiada por. Dariusz Łopocki, komendant placówki SG w Horodle.

Dzięki sprawnej akcji Straży Granicznej i Straży Rybackiej, kłusownicy zostali doprowadzeni przed oblicze wymiaru sprawiedliwości. 27 marca sąd grodzki wymierzył im kary. Ryszard M. został skazany na 4 miesiące ograniczenia wolności. Orzeczono mu też 500 zł nawiązki na rzecz Polskiego Związku Wędkarskiego. Z klei Ireneuszowi W. sąd wymierzył grzywnę w kwocie 700 zł i nawiązkę 1 tys. zł na rzecz PZW. Wyrok nie jest prawomocny i niezbyt zadowalający dla uczciwych wędkarzy. Dlatego zarząd zamojskiego okręgu PZW odwołał się od niego. - Ryszard M. jest notorycznym kłusownikiem i powinien ponieść zdecydowanie surowszą karę - Jerzy Wiater, prezes zarządu nie ukrywa, że wyrok jest za łagodny. - Nam zależy na tym, by wyrok był też ostrzeżeniem i przestrogą dla innych.

Co ciekawe, Ryszard M. był kiedyś społecznym strażnikiem rybackim. Ścigał kłusowników, aż w końcu sam nim został. Sąd koleżeński przy PZW ma podjąć decyzję o wykluczeniu go ze związku. Na trzy lata z kartą wędkarską pożegnał się już jego kompan. W lutym sąd koleżeński koła PZW w Strzyżowie wykluczył Ireneusza W. ze związku na 3 lata.

Aneta Urbanowicz

To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży


Komentarze

fan 2007-04-18  23:09

Niewiem kto pani takich glupot nagadal,ale połowa to nieprawda ja sam jestem wędkarzem,mieszkam w Strzyżowie i wiem co sie dzieje to jest śmieszny ten artykuł.

jasiek 2007-04-18  10:09

Takiego raz miałem na haczyku, ale zaraz się obudziłem

Ta strona używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej
Rozumiem