NA SŁUŻBIE
– Policja w tym roku świętuje 97 lat istnienia, obchody będą 24 lipca. Pan długo pracował w tej formacji?
– Ponad 20 lat. To wielka i ważna część historii mojego życia – moje marzenie od najmłodszych lat, które się spełniło. Służyłem właściwie w większości ważnych pionów policyjnych – w prewencji, w kryminalnym (między innymi przy sprawach zabójstw), w kompanii wywiadowczej. Pracowałem w Warszawie, Lublinie, Puławach. Służba rzuciła mnie w wiele miejsc, których inaczej być może bym nie poznał.
– Lubił pan tę pracę? Daje satysfakcję?
– Satysfakcję? Największą, jeśli szuka się przygód i jednocześnie chce pomagać ludziom. Ta praca, a właściwie służba, to jednocześnie wyzwanie i honor, i choć jest trudna, nie zamieniłbym tych lat na inne. Przygody... cóż, złożyły się na całą, napisaną wspólnie z Marcinem Ciszewskim książkę „Gliniarz”, trudno mi wybrać jedną. Choć, co może zaskakiwać, jedna z najchętniej przeze mnie wspominanych nie dotyczy strzelaniny czy innego naładowanego przemocą momentu, tylko sytuacji, kiedy podczas służby patrolowej z kolegą ratowaliśmy tonące dzieciaki – skoczyliśmy z mostu, choć średnio pływaliśmy. To chyba istota służby w policji: czujność i gotowość do udzielenia pomocy, w każdy potrzebny sposób.
Rozmawiała Małgorzata Mazur
To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży, lub do zakupu e-wydania (tylko 2.5 zł).