PIELGRZYMKA (CZ. II)
Był wysokim blondynem o niebieskich oczach i śnieżnobiałym uśmiechu. – Jak to znowu? – zdziwiła się Gośka. – Pewnie nie pamiętasz, ale znamy się od wczoraj, gdy zemdlałaś pod studnią. Ledwo cię doniosłem do pielęgniarek – wyjaśnił. – Dzięki – wydusiła z siebie i pozwoliła mu posadzić się na fotelu obok. Autobus ruszył, a ona siedziała milcząca i zawstydzona, nogi miała ciężkie jak z ołowiu. – Jestem Grzesiek – zaczął chłopak i nie dając jej dość do słowa, mówił prawie bez przerwy. Skąd pochodzi, jakiej muzyki słucha, ilu ma braci, że jest na drugim roku informatyki, ale myśli o rzuceniu studiów, że interesują go motory, że uwielbia polskie morze i woli je od gór. Gośka ciągle patrzyła w te jego niebieskie oczy jak zaczarowana. Gdy się uśmiechał, miał dwa dołki w policzkach, a gdy zmieniał temat, przeczesywał ręką bujne włosy, z nieco za długą grzywką, opadającą skośnie na czoło. Nie wiedziała, kiedy dzień dobiegł końca i autobus zatrzymał się pod szkołą w jakiejś niewielkiej wsi, gdzie cała pielgrzymka miała nocować. Grzesiek pomógł jej wysiąść, wziął swój i jej plecak. Ku jej zaskoczeniu, jakby nigdy nic, złapał za rękę i pociągnął za sobą. W szkole, w dużej gimnastycznej sali posłał jej karimatę obok swojej, kazał się położyć, a sam zniknął gdzieś. Po długiej chwili wrócił, niosąc jedzenie i narzekając na kolejkę w jedynym sklepiku w okolicy. Gośka zjadła, popiła tabletki i poczuła, że znów ogarnia ją gorączka i zmęczenie. Zasnęła.
Gdy się obudziła, Grzesiek kończył pakować plecaki. – Zbieramy się, bo autobus nam ucieknie – zawołał. – Jaki autobus? – spytała nieprzytomnie. A po sekundzie, gdy wróciła jej pamięć, dodała pospiesznie: – Czuję się już dobrze, pójdę sama, nie będę się pieścić. Tobie też nie będę już głowy zawracać, dam sobie radę.
Kalina
Koniec
To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży, lub do zakupu e-wydania (tylko 2.5 zł).