• 924.jpg
Wydanie nr 22 z 2016 r. (2016-06-01)

PIELGRZYMKA (CZ. II)

Po kilku godzinach w ambulansie doszła do siebie. Chcieli ją odesłać do domu, wezwać rodziców, ale ubłagała wszystkich, że ma przecież już osiemnaście lat, że będzie brać leki i meldować się u pielęgniarek kilka razy dziennie. Zgodzili się, ale pod warunkiem, że chociaż dwa dni nie będzie szła, bo jest zbyt słaba, tylko jechała autobusem za pielgrzymką. Gdy weszła rano do autobusu, rzeczywiście już na progu zakręciło się jej w głowie i może by upadła, ale za rękę szybko złapał ją młody chłopak. – Tylko mi nie mdlej znowu! – powiedział z uśmiechem.

Był wysokim blondynem o niebieskich oczach i śnieżnobiałym uśmiechu. – Jak to znowu? – zdziwiła się Gośka. – Pewnie nie pamiętasz, ale znamy się od wczoraj, gdy zemdlałaś pod studnią. Ledwo cię doniosłem do pielęgniarek – wyjaśnił. – Dzięki – wydusiła z siebie i pozwoliła mu posadzić się na fotelu obok. Autobus ruszył, a ona siedziała milcząca i zawstydzona, nogi miała ciężkie jak z ołowiu. – Jestem Grzesiek – zaczął chłopak i nie dając jej dość do słowa, mówił prawie bez przerwy. Skąd pochodzi, jakiej muzyki słucha, ilu ma braci, że jest na drugim roku informatyki, ale myśli o rzuceniu studiów, że interesują go motory, że uwielbia polskie morze i woli je od gór. Gośka ciągle patrzyła w te jego niebieskie oczy jak zaczarowana. Gdy się uśmiechał, miał dwa dołki w policzkach, a gdy zmieniał temat, przeczesywał ręką bujne włosy, z nieco za długą grzywką, opadającą skośnie na czoło. Nie wiedziała, kiedy dzień dobiegł końca i autobus zatrzymał się pod szkołą w jakiejś niewielkiej wsi, gdzie cała pielgrzymka miała nocować. Grzesiek pomógł jej wysiąść, wziął swój i jej plecak. Ku jej zaskoczeniu, jakby nigdy nic, złapał za rękę i pociągnął za sobą. W szkole, w dużej gimnastycznej sali posłał jej karimatę obok swojej, kazał się położyć, a sam zniknął gdzieś. Po długiej chwili wrócił, niosąc jedzenie i narzekając na kolejkę w jedynym sklepiku w okolicy. Gośka zjadła, popiła tabletki i poczuła, że znów ogarnia ją gorączka i zmęczenie. Zasnęła.

Gdy się obudziła, Grzesiek kończył pakować plecaki. – Zbieramy się, bo autobus nam ucieknie – zawołał. – Jaki autobus? – spytała nieprzytomnie. A po sekundzie, gdy wróciła jej pamięć, dodała pospiesznie: – Czuję się już dobrze, pójdę sama, nie będę się pieścić. Tobie też nie będę już głowy zawracać, dam sobie radę.

Kalina

 

Koniec

To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży, lub do zakupu e-wydania (tylko 2.5 zł).


Komentarze

Ta strona używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej
Rozumiem