Wydanie nr 35 z 2015 r. (2015-09-02)

HISTORIA BEZ HAPPY ENDU (CZ. II)

Krzysiek obawiał się, że muszę być z kimkolwiek, gdyż sama nie potrafię, a on akurat trafił w odpowiedni czas. Dziś już wiem, że miał rację.

Ja nie potrafiłam zostawić definitywnie tego, co już znałam, nie znając przyszłości. Nie umiałam być sama. Ostatnie nasze rozmowy dotyczyły głównie spraw osobistych, jego rozstania z żoną i mojego pozostania w związku. Wtedy nie widziałam pewnych rzeczy, Krzyś jednak robił je świadomie. Poprosił pewnego dnia, byśmy zakończyli naszą znajomość, gdyż jemu jest trudno, nie potrafi tkwić w tym, nie ruszając się z miejsca, a cofnąć też już się niczego nie dało. Myślę dziś, że podejmując taką decyzję, sądził, że może ja zmienię coś w swoim życiu. Czując jego nacisk, byłam zła i bardzo mało sympatyczna, podświadomie odpychałam go od siebie. Trudno to wszystko wytłumaczyć, jednak dziś to doskonale rozumiem. Po około trzech miesiącach od naszej ostatniej rozmowy, gdy poprosił mnie, bym nie dzwoniła i zmienił numer, sam do mnie zadzwonił, prosząc o pomoc w załatwieniu pracy w miejscu, gdzie miałam dość duże wpływy. Chciał zmienić pracę, mieszkanie, życie. Dostał tę pracę, jednak ostatecznie jej nie przyjął. Myślę, że zrobił to dlatego, że ja wciąż nie byłam sama. Potem kilkakrotnie rozmawialiśmy, ostatni raz składaliśmy sobie życzenia noworoczne rok temu, po czym napisał, że jego nowa partnerka jest bardzo zazdrosna. Z żoną wziął rozwód. Do dnia dzisiejszego nie wiem, czy wzmianka o partnerce była tylko zagrywką, czy prawdą. Nie wiem też, co u niego się dzieje. Nie mam aktualnego numeru telefonu, adresy mailowe usunęłam, nie chcąc go niepokoić mailami w trudniejszych dla mnie chwilach. Czasem wpisuję jego imię i nazwisko w wyszukiwarce. Ostatnio odnalazłam jego dane jako pracownika pewnej instytucji. Nie kuszę jednak losu. Nie mam serca niepokoić go. W czasie gdy tak naprawdę kończyliśmy nasz związek, podesłał mi dwa utwory. Jeden nieco infantylny, letni przebój młodej piosenkarki, którego nie warto przytaczać. Drugi wywołujący u mnie dreszcz i łzy do dnia dzisiejszego, gdyż słuchając go raz na jakiś czas, odkrywam sens słów tej piosenki na nowo. A Krzyś zawsze potrafił dopasować wszystko do aktualnych realiów życia. Tytuł piosenki brzmi: „When I held Ya”, a sama piosenka jest pięknym podsumowaniem tego, co mnie, nas spotkało. Czy żałuję, że nie potrafiłam podjąć decyzji? Że brakło mi woli walki o niego?

Symbiozka 

To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży, lub do zakupu e-wydania (tylko 2.5 zł).


Komentarze

Ta strona używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej
Rozumiem