Wydanie nr 34 z 2015 r. (2015-08-26)

HISTORIA BEZ HAPPY ENDU (CZ. I)

Krzyśka poznałam na szkoleniu. Był ciekawym, tajemniczym mężczyzną, niewiele mówiącym o sobie. Jedynie spojrzenie miał znaczące i sprawiał wrażenie człowieka, który dokładnie wie, czego chce.

Trzy dni wystarczyły, abym poddała się jego urokowi i straciła dla niego głowę na kolejne sześć miesięcy... Zaczęło się jak zwykle bardzo niewinnie, od zdawkowych spojrzeń, flirtu. W pierwszy dzień szkolenia, przy zapoznawczym drinku, okazał mi zainteresowanie. W drugi, po wymianie numerów telefonów, wysłał przy wszystkich SMS o treści: „Bardzo ładnie wyglądasz”. Gdy potem zapomniał się i wjechał o piętro wyżej, niż powinien, już wiedziałam, że zaczyna się robić bardzo niebezpiecznie, ale za to intrygująco i ciekawie. Krzysiek był z wykształcenia psychologiem, pracowaliśmy w pokrewnych instytucjach, mieszkaliśmy w odległości około 45 km od siebie i oboje nie byliśmy sami. Krzysztof miał żonę i dwoje dzieci, ja zaś pozostawałam w związku otwartym z ciągłymi kryzysami. Krzysiek był elokwentny, dowcipny, nietuzinkowy. Gdyby ktoś kiedyś powiedział mi, że przeżyję coś tak niezwykłego, że z moim podejściem do życia wdam się w romans, który pochłonie mnie do tego stopnia, nie uwierzyłabym.

Symbiozka

 

Cd. za tydzień

To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży, lub do zakupu e-wydania (tylko 2.5 zł).


Komentarze

Ta strona używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej
Rozumiem