SŁOŃCE PODHALA (CZ. I)
Poznałam go w listopadzie 2013 r. na słowackiej Orawie. Pojechałam na imprezę integracyjną z koleżanką z pracy, Kasią. Był kuzynem naszego znajomego, Andrzeja.
Zauważyłam go, kiedy wsiadałam do autobusu w Zakopanem, nasze oczy się wtedy spotkały po raz pierwszy. Usiedliśmy w przygotowanej dla nas sali, on obok mnie.
– Mam na imię Renata, a ty jak masz na imię, chłopaku? – spytałam.
– Nie za szybko chciałabyś wiedzieć? – odpowiedział i zaśmiał się tubalnie.
Zamurowało mnie. „A to burak” – pomyślałam. Nalał wódki do kieliszków, podał mi jeden z nich i się przedstawił.
– Mam na imię Tomek – patrzył na mnie wielkimi piwnymi oczami, otoczonymi ciemnymi brwiami. Figlarnie je podniósł i pięknie się do mnie uśmiechnął. Był zupełnie nie w moim typie. Wygolony, barczysty, z tunelami w uszach i tatuażami wyglądającymi spod opinającej ciało koszulki. „Typowy gangster” – pomyślałam. Stuknęliśmy się kieliszkami.
– Teraz musimy się pocałować – kontynuował.
– Dzisiaj się nie całuję, mam opryszczkę – zemściłam się na buraku.
Królowa Wawelska, wrzesień 2014
To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży, lub do zakupu e-wydania (tylko 2.5 zł).