Wydanie nr 27 z 2015 r. (2015-07-08)

Tchórz

Mieszkałem w Berlinie, w odnowionej kamienicy na drugim piętrze. Mieszkanie było przestronne, składało się z trzech i pół pokoi, kuchni, dwóch łazienek i dużego balkonu. Pracowałem dla banku, w samym centrum Berlina, przy Alexanderplatz. Właściwie to tylko przez pierwszych kilka lat bank mieścił się pod prestiżowym adresem: Alexanderplatz 5. Potem Rada Miasta okroiła powierzchnię placu i bank nie zmieniając swojej siedziby znalazł się przy Alexanderstrasse. To była niby tylko drobna zmiana adresu, a spowodowała, że uszła z nas duma prestiżowej lokalizacji.

Przejazd z mieszkania do pracy trwał niecałe 20 minut. Przez prawie dziesięć lat mojego pobytu w Berlinie nie pamiętam ani jednego przypadku, żeby ta podróż znacząco dłużej trwała. Nawet kiedy rozbudowywano Kaufhof, budowano od podstaw galerię Alexia, potem parkingi vis-a-vis hotelu Park Inn, a wreszcie Holiday Inn z tyłu biurowca Sharp-a, nie zdarzyło mi się narzekać na utrudnienia komunikacyjne. To chyba taka uroda stolicy Niemiec.

 

      Dla osoby przyjezdnej wiele rzeczy w Berlinie jest zaskoczeniem. A to, że Berlin leży na wodzie – znajduje się w nim ponad 1300 mostów, a wycieczki statkiem trwają niekiedy osiem godzin. A to, że pomimo wszędobylskiej wody nie ma w nim komarów i tym podobnych gryzących, właściwych dla terenów podmokłych, owadów. A to, że to miasto można przejść wzdłuż i wszerz idąc tylko parkami i terenami zielonymi. I do tego, wszędzie obecni są rowerzyści. Właściwie tylko w szwajcarskim Bernie widziałem ich więcej – wokół dworca kolejowego stoi stale kilka tysięcy rowerów. Berlin jest miastem innym niż każde z miast polskich.

 

 

      Cleo poznałem przy okazji prowadzenia szkoleń dla kadry zarządzającej placówkami bankowymi województwa Zachodniopomorskiego. Była dyrektorką jednego z oddziałów. Jeśli ktoś myśli, że dyrektor banku to majętna i wpływowa osoba to bardzo by się rozczarował poznając środowisko bankowców. Dyrektorzy oddziałów to zazwyczaj kierownicy kilku- lub kilkunastoosobowych zespołów. Zwykle nawet nie są ekonomistami. Otrzymują, zapisywane liczbami, zadania do wykonania i z tego są rozliczani. Tak zwany dyrektor musi być tylko sprawnym organizatorem, bez wymogu znajomości ekonomii i reguł funkcjonowania pieniądza. 

To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży, lub do zakupu e-wydania (tylko 2.5 zł).


Komentarze

Ta strona używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej
Rozumiem