Wydanie nr 20 z 2015 r. (2015-05-20)

PAMIĘTAM... (CZ. XIII)

 

16 lipca 1946

Zygmunt wyprowadził się z rodzinnego gniazda. Ślub z Żeną wzięli szóstego lipca. Ojciec i szwagier Żeny (dzięki któremu łatwiej nam było znieść okupacyjne niedobory żywności) zostali świadkami.

 

To straszne, ale nie potrafiłam się cieszyć razem z nimi, może tego nie zauważyli, albo nie chcieli zauważyć, ale po prostu nie umiałam znieść ich szczęścia. Za to całą ceremonię przepłakałam jak bóbr. Jak im zazdrościłam, że mogą być razem. Wyobraziłam sobie, że tak mogłyby wyglądać moje zaślubiny, że to nie oni składają przysięgę i wkładają na palce obrączki. Widziałam przed ołtarzem siebie i Zdziszka. Bezgłośnie powtarzałam za księdzem: „Ja, Halina, biorę sobie ciebie, Zdzisławie, za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci”. W uszach zaś słyszałam wyraźnie te same słowa wypowiadane przez niego, chociaż ostatnie słowo brzmiało, jak „pamiętam”. Ale to tylko były moje wyobrażenia.

 

20 marca 1949

Pozostała mi jeszcze tylko wątła nić nadziei twojego powrotu. Trzymam się jej z wiarą i ufnością, bo to jedyne, co mi jeszcze pozostało, wspomnienia dni szczęścia pośród goryczy dni obecnych. Nie ma jednak żadnego lekarstwa na mój nastrój, choć ludzie życzliwi chcieliby mi jakoś pomóc. Wracaj do mnie, Kochany, to jedynie mogłoby moje życie odmienić.

Ostatni wpis w pamiętniku nosił datę 1 lipca 1959 r.

Dziś są moje imieniny, ale największego prezentu od życia nie otrzymałam i już na to nie liczę. Zdziszek, moja wielka miłość, nie dał jak dotąd żadnego znaku życia. Uświadomiłam sobie, że nie spędziliśmy razem żadnych moich ani jego imienin, ale widocznie w niebie zapisane było zupełnie inaczej, niż my to sobie wyobrażaliśmy.

Co oznacza samotność w życiu ludzkim? Odpowiedź znalazłam zupełnie niedawno w książce Rolanda „Jan Krzysztof”:

Nędzą świata jest to, że prawie nigdy nie ma się w nim towarzysza. Ma się, być może, towarzyszki i przygodnych przyjaciół. Szafuje się rozrzutnie pięknym mianem przyjaciela. W rzeczywistości ma się tylko jednego przyjaciela w życiu. I nieliczni są ci, którzy go mają. Ale szczęście to jest tak wielkie, że nie można żyć, gdy go zabraknie. Wypełniał życie, choć się tego nie spostrzegało. Gdy odszedł, życie stało się puste. Straciło się nie tylko ukochanego, lecz wszelką rację kochania, wszelką rację, że się kochało. Po co żyć? Po co się żyło samemu?”.

Wojfryd

Koniec

Buk, styczeń 2014 r.

OD AUTORA

Nie żyjmy tym, co minęło, ale dbajmy, żeby nie przeminęło.

 

To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży, lub do zakupu e-wydania (tylko 2.5 zł).


Komentarze

Ta strona używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej
Rozumiem