Wydanie 41 z dnia 11 października 2006 r. (2006-10-11)

Romanse nie zmyślone

POCAŁUNEK W PARYŻU

To zdarzyło się wieki temu. Obóz gimnastyczny w Rabce, sierpień i niemiłosierny upał. Pamiętam, że na miejsce przywieźli mnie rodzice około południa. W Rabce miałam zostać ostatnie cztery dni drugiego turnusu i cały następny. Miałam wtedy 15 lat i długie blond włosy, które w tym dniu ułożone były w zgrabne fale. Wysiadłam z samochodu i wolnym krokiem udałam się w kierunku szarego budynku szkoły, gdzie mieściła się nasza kwatera. Już z daleka słychać było odgłos odbijanej o asfalt piłki i radosne pokrzykiwania. Przed budynkiem, na wybrukowanym boisku grupa młodzieży grała w dwa ognie. Szybko zaniosłam swoje rzeczy do wyznaczonej sali i dołączyłam do grających. Chciałam jak najszybciej wkręcić się w wir obozowego życia, poznać nowych ludzi – to był mój żywioł.

Rzuciłam krótkie cześć. Na wysokiego bruneta grającego w przeciwnej drużynie prawdopodobnie w ogóle nie zwróciłabym uwagi, gdyby nie to, że jakiś chłopiec zawołał w jego kierunku: "Panie Michale, czy my moglibyśmy...". "Panie Michale" - pomyślałam. Taki on pan, jak ja chiński cesarz. Na oko facet  miał może szesnaście lat i raczej mało męską twarz. Nie mogłam pojąć, dlaczego zwracano się do niego tak oficjalnie. Przez głowę przemknęła mi myśl, że to pewnie jeden z tych przemądrzałych synalków kierowniczki obozu, który zadziera nosa i każe się traktować w szczególny sposób. Nie znoszę takich typów i ani mi się śniło zwracać do niego per panie Michale. - Podaj piłkę - zawołałam więc, gdy wyleciała ona daleko poza boisko. Obrzucił mnie lodowatym spojrzeniem i mogłabym przysiąc, że zgrzytnął zębami. Przez resztę dnia patrzyliśmy na siebie wilkiem. Michał mieszkał w pokoju razem z bratem mojej koleżanki, którego poznałam jeszcze w Krakowie i który bardzo mi się spodobał. Często go odwiedzałam, więc chcąc nie chcąc widywałam też Michała.

Pewnego wieczoru wchodząc do pokoju krzyknął: "Mała, to znowu ty?". Nie wytrzymałam i rzuciłam w niego plastikową kulką, taką po jajku-niespodziance (dostawaliśmy je w dużych ilościach od firmy Nestle, sponsorującej nasz wyjazd). On oczywiście nie omieszkał mi oddać i tak zaczęła się wojna na kulki i, co tu ukrywać, nasza znajomość. Zaczęliśmy częściej rozmawiać. Siadaliśmy na parapecie w korytarzu i śmialiśmy się do rozpuku, porównując wrażenia, jakie na sobie wywarliśmy. Michał uznał mnie za przemądrzałą smarkulę, z którą na pewno będą problemy wychowawcze. Okazało się bowiem, że był instruktorem i choć nie chciał, by zwracano się do niego per pan, to takie było odgórne zarządzenie.

Na dyskotekach tańczyliśmy objęci w rytm piosenek Perfectu, a na ognisku to mnie zazdrościły wszystkie dziewczyny, gdy siedziałam tuż obok niego. Po powrocie z Rabki byliśmy ze sobą dwa lata. Rozstaliśmy się ot tak, z dnia na dzień, w zasadzie bez powodu. Pamiętam smutek w jego oczach, gdy powiedziałam, że to koniec. Wtedy myślałam, że to dobre wyjście. Chciałam poznawać innych chłopców, czułam, że coś się we mnie wypaliło. Przez kolejne trzy lata utrzymywaliśmy kontakt jako przyjaciele. Spotykaliśmy się z różnymi osobami, ale zawsze mogliśmy na siebie liczyć. Gdy było mi źle, wiedziałam do kogo zadzwonić, aby poczuć się lepiej. Michał zawsze potrafił mnie rozśmieszyć i sprawić, że świat przestawał być taki zły. Wciąż jednak brakowało iskry, aby rozpalić ogień, który kiedyś palił się między nami.

Edyta

To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży


Komentarze

Ta strona używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej
Rozumiem