Wydanie nr 16 z 2014 r. (2014-04-23)

MARZENIA SIĘ SPEŁNIAJĄ?

Był rok 2000. Pewnego letniego wieczoru przyjechał do mnie kuzyn z kolegą, byłyśmy z koleżanką w domu. Kolega nazywał się Jacek. Od razu wpadł mi w oko. Długo rozmawialiśmy na różne tematy, jego światopogląd bardzo mi odpowiadał i pewnie dlatego dobrze się z nim czułam. Tę noc spędziliśmy razem.

Ja, zawsze taka ostrożna w kontaktach z mężczyznami, poszłam na całość i niczego nie żałowałam. Było cudownie, delikatnie i czule. Chociaż od mojego ostatniego zbliżenia z mężczyzną minęło sporo, czasu czułam się wspaniale.

Rankiem musiałam Go z żalem pożegnać. Pewnego dnia byłam w Tomaszowie Lubelskim i siedziałam na ławce na rynku, pijąc kawę. Z daleka zobaczyłam, jak idzie ulicą. Poznałam Go od razu, On też mnie zauważył. Podszedł do mnie i spytał, czy możemy się jeszcze spotkać u mnie. Zgodziłam się bez namysłu. Brakowało mi Jego obecności, mimo że tak krótko się znaliśmy.

Tak zaczęły się nasze spotkania. Przyjeżdżał na sobotę i niedzielę. Później, gdy był na zasiłku, zostawał na trzy, cztery dni u mnie. Mieszkałam wtedy z ojcem. Na początku nie był zachwycony tak częstym gościem, ale po czasie znaleźli wspólny temat do rozmowy – wędkowanie. Chodziliśmy na poziomki, czereśnie i grzyby, później razem je kroiliśmy i nawlekaliśmy na nitkę do suszenia. Bardzo pomagał mi na działce i w pracach domowych. Noce należały tylko do nas...

Po jakimś czasie mój ojciec umarł na raka. Moja siostra bardzo rozpaczała. Ja przeżyłam tę śmierć ze spokojem. Jacek był ze mną, pytał, jak się czuję, był bardzo opiekuńczy, czuły i wyrozumiały.

 

 

Justyna

To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży, lub do zakupu e-wydania (tylko 2.5 zł).


Komentarze

Ta strona używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej
Rozumiem