Wydanie nr 6 z 2014 r. (2014-02-12)

PAMIĘTNIK ZNALEZIONY RYCHŁO W CZAS

Rozwiedliśmy się z Anną wiele lat temu. Nawet podpisując papiery rozwodowe, wiedziałem, że tego nie chcę. Nie rozumiałem, co się dzieje, co było aż tak bardzo nie tak między nami, oprócz zwykłych małżeńskich nieporozumień, że aż rozstanie, rozwód, koniec wszystkiego. Byłem tak rozgoryczony i rozżalony, że nawet nie próbowałem walczyć. Od tamtej pory w zasadzie jej nie widywałem. Rana była zbyt głęboka. Kilka lat później powtórnie się ożeniłem i udało mi się z nową małżonką stworzyć zgodne stadło, ale dla mnie to już nie było to.

Zdaję sobie sprawę z tego, że wiele razy sprawiłem mojej drugiej żonie, Zofii, ogromną przykrość, mówiąc przy niej, że nie ma to jak pierwsza żona. Widziałem współczucie dla niej na twarzach wspólnych przyjaciół, kiedy zdarzyło mi się, zwłaszcza przy okazji alkoholowej, wyrazić tę myśl. Cóż, tak właśnie myślałem, ale może należało to zachować dla siebie. Kiedy druga żona w końcu odeszła, mówiąc, że nie wytrzyma dłużej konkurencji pierwszej, nie byłem ani zaskoczony, ani zrozpaczony, choć oczywiście było mi przykro. Tym bardziej że zbiegło się to w czasie ze śmiercią mojej matki i świętami Bożego Narodzenia, pierwszymi bez matki i bez żony. Postanowiłem zająć się intensywnie pracą, dziećmi, wnukami, domem i remontem, żeby jakoś wypełnić dni. Zacząłem ambitnie – od sprzątania strychu. Całymi dniami segregowałem, wynosiłem i układałem nagromadzone z biegiem lat szpargały. Nazbierało się tego tony. Stare maszyny do szycia, maglowania, mielenia, żelazka, dziurawe garnki, gazety, ubrania – kilka epok, ustrojów i pokoleń. W jednej ze starych szaf trafiłem na spakowane przez Zofię rzeczy po niedawno zmarłej matce, w innej znalazłem pamiątki po pierwszym małżeństwie, w kolejnej – ubranka dziecięce. Niestety, nie umiałem zgadnąć, czy po wnukach, czy po dzieciach. Kiedy trafiłem na TO, w pierwszej chwili zamierzałem odłożyć na kupkę pt. „frakcja sucha”. Jeden szczegół przyciągnął moją uwagę – pięknie wykaligrafowany ręką Anny podpis na okładce grubego zeszytu.

 

Jerzy

To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży, lub do zakupu e-wydania (tylko 2.5 zł).


Komentarze

Ta strona używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej
Rozumiem