Z CZEGO SIĘ ŚMIEJEMY?
– Satyryk. To chyba nie taki ciężki kawałek chleba?
– Gdyby bawienie ludzi było takie proste, każdy robiłby w satyrze. Trochę chyba nieskromnością pojechałem. Ale prawda jest taka, że trzeba się solidnie nagłówkować, żeby pokazać innym, jak śmieszne rzeczy wyprawiamy.
– My?
– Zawsze to podkreślam i chwalę się, że robię programy o nas. Nie kreuję się na faceta, który stoi na scenie metr nad widzami i się mądrzy. Na szczęście mam spore zasoby autoironii i zmysł dostrzegania absurdów.
– Inspiracje więc czerpie pan z życia.
– Owszem, życie i ludzie to nieprzebrane bogactwo pomysłów. Tylko proszę to napisać mniejszą czcionką, żeby cały naród nie zgłosił się zaraz po tantiemy.
– Przez 35 lat pracy w kabarecie trochę by się uzbierało.
– Dlatego puszczam oko i proszę o mniejszy druk.
– Kiedy pan odkrył, że umie bawić ludzi?
– Już w przedszkolu parodiowałem odzywki, gesty i zachowania pani Ziuty – dyrektorki, pań przedszkolanek i cioć. Każdemu się dostawało, tylko mojej mamusi nie miałem odwagi parodiować...
Rozmawiała Jadwiga Hereta
To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży, lub do zakupu e-wydania (tylko 2.5 zł).