Wydanie nr 48 z 2013 r. (2013-11-27)

Z CZEGO SIĘ ŚMIEJEMY?

Rozmowa z Marcinem Dańcem, satyrykiem

 

 

Satyryk. To chyba nie taki ciężki kawałek chleba?

– Gdyby bawienie ludzi było takie proste, każdy robiłby w satyrze. Trochę chyba nieskromnością pojechałem. Ale prawda jest taka, że trzeba się solidnie nagłówkować, żeby pokazać innym, jak śmieszne rzeczy wyprawiamy.

My?

– Zawsze to podkreślam i chwalę się, że robię programy o nas. Nie kreuję się na faceta, który stoi na scenie metr nad widzami i się mądrzy. Na szczęście mam spore zasoby autoironii i zmysł dostrzegania absurdów.

– Inspiracje więc czerpie pan z życia.

– Owszem, życie i ludzie to nieprzebrane bogactwo pomysłów. Tylko proszę to napisać mniejszą czcionką, żeby cały naród nie zgłosił się zaraz po tantiemy.

Przez 35 lat pracy w kabarecie trochę by się uzbierało.

– Dlatego puszczam oko i proszę o mniejszy druk.

Kiedy pan odkrył, że umie bawić ludzi?

– Już w przedszkolu parodiowałem odzywki, gesty i zachowania pani Ziuty – dyrektorki, pań przedszkolanek i cioć. Każdemu się dostawało, tylko mojej mamusi nie miałem odwagi parodiować...

 

Rozmawiała Jadwiga Hereta

 

 

 

 

 

 

 

To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży, lub do zakupu e-wydania (tylko 2.5 zł).


Komentarze

Ta strona używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej
Rozumiem