PRZESYŁKA RZECZ ŚWIĘTA!
– Spotkałam kiedyś pana z torbą pełną przesyłek brnącego przez... zaspy.
– O! Wtedy śnieg był po pas. I rzeczywiście, tylko na piechotę dało się dotrzeć do ludzi. Ale nie ma przeproś. Przesyłka rzecz święta, adresat dostać ją musi. Czy upał, zamiecie, błoto po kolana, czy siarczyste mrozy. A rejon mam dość trudny, bo kiepskie drogi, sporo przysiółków, kolonijek.
– Ile kilometrów do obskoczenia?
– Trzeba się nachodzić, w sumie 83 km dzień w dzień. Gdyby policzyć drogę, jaką pokonałem przez 17 lat pracy, pewnie Ziemię wzdłuż równika obszedłbym kilkanaście razy.
– Dziś listonosze, zwłaszcza po wioskach, jeżdżą samochodami?
– Nie wszędzie można dotrzeć samochodem, ale dojeżdżamy, gdzie się da. I całe szczęście, bo przesyłek jest tyle, że żadna torba ich nie pomieści. Zazwyczaj pół samochodu mam zapakowane po dach. I ruszam po wioskach, od Grabowca i Szystowic, przez Ornatowice, Skibice, Hołużno, po Czechówkę i Tuczępy. Zaczynałem od trabanta, potem przesiadłem się na motorower ogar. Miałem też malucha, teraz zdzieram drugiego volkswagena polo.
Rozmawiała Jadwiga Hereta
To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży, lub do zakupu e-wydania (tylko 2.5 zł).