Wydanie nr 27 z 2013 r. (2013-07-03)

Romanse niezmyślone

NIECH MÓWIĄ, ŻE TO NIE JEST MIŁOŚĆ...

Od wczesnej młodości towarzyszyło mi przekonanie, że nikt nigdy się mną nie zainteresuje, a co dopiero pokocha. Nie widziałam w sobie nic interesującego, sama szarość. Przyglądałam się moim przebojowym kuzynkom, koleżankom i strasznie im zazdrościłam, zwłaszcza tego, że mogły umówić się do kina z każdym chłopakiem, który im się podobał.

Na mnie nikt nie zwracał uwagi, a jak już, to tylko po to, żeby przybliżyć się do którejś z moich świetnie ubranych i ładnych koleżanek. Teraz wiem, skąd wzięła się u mnie tak niska samoocena i brak pewności siebie, co odbiło się później na kontaktach z otoczeniem, a zwłaszcza facetami. Musiałam dorosnąć szybciej niż moje rówieśniczki; ciężka choroba ojca i przedwczesna śmierć, bankructwo jego firmy i pozostawienie nas bez środków do życia, w końcu załamanie nerwowe matki i jej problemy z alkoholem, to wszystko musiało mieć wpływ na moją psychikę i samoocenę.

Po śmierci ojca sytuacja w domu pogarszała się z dnia na dzień, mama nie potrafiła poradzić sobie z samotnością, nikt nie wyciągnął do niej ręki, przez co pogubiła się na wiele lat. Jako dorastająca młoda kobieta bardzo odczuwałam brak mężczyzny w domu i w życiu naszej rodziny, dlatego tak łaknęłam miłości i bliskości drugiego człowieka. Zaczęłam dorastać i z wiekiem wzbudzać zainteresowanie płci przeciwnej. Były wypady do kina, nad jezioro, na tańce, ale podświadomie czułam, że to nie to. Same lekkoduchy, dzieciaki albo tzw. młode wilki lat 90., czyli szpanerzy, a ja potrzebowałam oparcia i odpowiedzialności. Mimo że miałam dopiero osiemnaście lat, inaczej patrzyłam na świat i życie, miałam bogatsze doświadczenie z powodu tragicznych przejść rodzinnych. Wakacje, które odmieniły moje życie, zaplanowali przyjaciele, bez większego entuzjazmu z mojej strony. Bałam się zostawiać matkę samą, wiedząc, na co ją stać, chciałam jednak odpocząć i chociaż na chwilę zapomnieć, że w domu nie dzieje się najlepiej. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że ten wyjazd to moje przeznaczenie i przyszłe życie... Wyjechaliśmy wcześnie rano, dwoma samochodami zapakowanymi po brzegi ekwipunkiem potrzebnym na polu namiotowym. Wtedy nawet nie potrafiłam wypowiedzieć nazwy miejscowości, do której jechaliśmy. Wioska na końcu świata, otoczona pięknymi lasami i jeziorami... wszystko brzmiało zachęcająco. Ale nie dla singielki, zwłaszcza że jechały praktycznie same pary albo osobowości, które nie miały szans połączyć się w pary, nawet po większej ilości napojów wyskokowych. Jedyną nadzieją udanego urlopu na tym końcu świata wydawały się jezioro i dyskoteka w remizie. Nikt nie podzielał mojego entuzjazmu, ale mnie tam ciągnęło jak wilka do lasu, sama nie wiem dlaczego.

 

Marta

To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży, lub do zakupu e-wydania (tylko 2.5 zł).


Komentarze

kasia kasia 2013-07-08  17:54

piękne:)

Wywabiacz 2013-07-05  09:52

Intuicja + pragnienie

Ta strona używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej
Rozumiem