JAK TO DZIEWCZYNA (CZ. II)
Idziemy dalej. Mijamy kościół i wkrótce osiągamy słoneczny sierakowski rynek. Prowadzę Zosię na most i oparci o balustradę patrzymy na lśniącą wodę. Pokazuję jej niewielkie ryby połyskujące w nurcie. Trochę rozmawiamy o szkole. Gdy zaczyna zmierzchać odprowadzam Zosię na autobus. Na przystanku oprócz nas nie ma nikogo. Przytulam ją do siebie i całuję w delikatne miękkie usta. Wciskam się językiem coraz głębiej. Aż rozchyla zęby, a ja gwałtownie zasysam jej ślinę! W tym momencie nadjeżdża autobus. Zosia wsiada. Kiwam dłonią na pożegnanie. Autobus rusza, a ja wypluwam z buzi całą ślinę. „Ona się jeszcze nigdy nie całowała!” – podsumowuję, wracając do internatu.
W środę spotykam koleżankę „z miasta”. Na imię ma chyba Bożena. Te jej nieszczere oczy i wyjątkowy tupet. Nie czuję do niej sympatii, więc chce przejść obok. Ale Bożena staje mi na drodze.
Makary
To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży, lub do zakupu e-wydania (tylko 2.5 zł).