Romanse nie zmyślone
TRISTAN BYŁ GEJEM
Czy uczucie, o którym chcę dzisiaj opowiedzieć można nazwać przegranym? Nie wiem... Mówią też przecież, że miłość niejedno ma imię. Imię mojej miłości to z pewnością Tristan. Wiele w niej było bowiem smutku i łez. Kiedy dziś spoglądam wstecz i zadaję sobie pytanie „Czy było warto?" - nie umiem udzielić jednoznacznej odpowiedzi, ale ktoś powiedział mi kiedyś, że za szczęście dane nam za darmo w przyszłości musimy zapłacić podwójną cenę i chyba coś w tym jest. Przyszło samo i samo odeszło, każąc mi zapłacić za swoją obecność bólem rozstania. Czy było warto? Oceńcie sami...
Kiedy poznałam Marcina, byliśmy właściwie jeszcze dziećmi, które bardzo chciały udawać dorosłych. Poznaliśmy się na zajęciach teatralnych. On miał wówczas czternaście, a ja piętnaście lat. Różnica charakteru była ewidentna. Moja rzetelność i odpowiedzialność bardzo go śmieszyły. Mnie natomiast drażnił jego ciągły brak powagi i chaos wprowadzany w zajęcia. Stare przysłowie mówi jednak, że „kto się czubi, ten się lubi". Z czasem oboje przekonaliśmy się, jak wiele mądrości jest w tych prostych słowach...
„To, co mam. To, co się zdarzyło nam. Zmierzchy z nagłym brakiem tchu. Noce bez godziny snu" - to było chyba właśnie to, co nas połączyło. Zaczęło się bardzo prosto - od długich wieczorów, pełnych zwierzeń, przytulania, intelektualnych polemik. Zachwycał mnie swoją wrażliwością i umiejętnością słuchania. Czułam, że jesteśmy jak dwa dopełniające się żywioły, niczym nieposkromione, i to właśnie fakt, że nie dało się nas poskromić, był przyczynkiem wielkiego wzlotu naszej miłości i wielkiego jej upadku.
Izolda
To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży, lub do zakupu e-wydania (tylko 2.5 zł).