• 924.jpg
Wydanie 2 z dnia 13 stycznia 2010 r. (2010-01-13)

Romanse nie zmyślone

W JARZMIE MIŁOŚCI (CZ. II)

Opowiadała mi, że te wizyty zawsze były „kawowe” – tylko kawa i grzeczna, kurtuazyjna rozmowa o jej szkole, potem o studiach, a na koniec padało zawsze sakramentalne pytanie: „kiedy jej będzie błogosławił?”, jak nazywał udzielenie sakramentu małżeństwa. A Ewa – muszę to uczciwie przyznać – przez cały ten czas usiłowała „wybić go sobie z głowy”.  

Za wszelką cenę! Miała wielu adoratorów, przyjaciół, wielu chłopców chciało się z nią umawiać, a ona na siłę chciała się zakochać. Bodaj trzech czy czterech oświadczyło jej się. Złamała im serca, bo spotykała się z każdym z nich. Oczywiście kolejno, bo to wszystko, cała ta jej platoniczna miłość do jednego faceta − księdza, trwała 17 lat!!! Wiem, że za jednego ze swoich adoratorów chciał już wyjść „na siłę” za mąż i wyjechać z nim za granicę. Być może tak by się stało, ale jej mama − wówczas ciężko chora − wymagała już permanentnej opieki i nie mogła jej zostawić samej i wyjechać do Francji, jak planowali.

W ciągu tych 17 lat skończyłyśmy podstawówkę, zrobiłyśmy maturę i ukończyłyśmy dość trudne studia medyczne. Obydwie jesteśmy lekarkami i pracujemy w szpitalach. Pamiętam − kilka dni przed naszą obroną Ewa bardzo się denerwowała. Ogarnęła ją totalna panika. W dniu obrony zaś była spokojna i opanowana i powiedziała mi, że to „jej” ksiądz sam wyszedł z inicjatywą, że odprawi mszę św. w jej intencji.

Gabrysia
Koniec

To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży


Komentarze

Ta strona używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej
Rozumiem