Rży cały Łaszczów i pół Mircza. Za sprawą karej kobyłki, która...
URWAŁA SIĘ NA RANDKĘ
- Od małego ją chowałem, miała u mnie jak królowa. Nic nie robiła, pasła się tylko na podwórku. Ozdoba taka. Bo konie, kobito, to moje życie - mówi do mnie pan Gienek.
Zawsze trzymał rumaki. A Elma (4 l.) - tak kara ma zapisane w papierach - była jego ulubienicą. Tamtego wieczoru (20 lipca) jak zawsze wprowadził bydlę do obory, przywiązał do żłobu, poklepał po zadku, przymknął lekko drzwi - wiadomo, duchota - i poszedł spać. Nad ranem zdębiał.
- Krowa jest, cielę też, trzy byki stoją... A gdzie kara?! Ukradli! - pan Gienek nie miał wątpliwości. Zaalarmował sąsiadów, którzy przyłączyli się policyjnej akcji. Mundurowi służbową kią, ludzie na rowerach, ktoś pieszo, inny samochodem. Szukali po obejściach, zaglądali za stodoły, przeczesywali wąwozy i zagajniki. Bez skutku.
herTo jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży