Wydanie 29 z dnia 16 lipca 2008 r. (2008-07-16)

Romanse nie zmyślone

SPOŚRÓD WIELU

Januszowi poświęciłam najlepsze lata swojego życia. Kiedy moje koleżanki biegały po dancingach i bawiły się w najlepsze, ja siedziałam zaszyta w swoim mieszkaniu i marzyłam o tym jednym, jedynym, który jednak był dla mnie nieosiągalny, mimo że spotykaliśmy się dwa razy w tygodniu.  

Nazywałam to "spotkaniami", ale prawda była taka, że ja byłam tylko pomocą domową Janusza. On - przystojny i niesamowicie bogaty, ja - szara myszka, którą widział głównie ze szmatą do podłogi w ręku. Ale byłam szczęśliwa i tłumaczyłam sobie, że to mi wystarczy. Cieszyło mnie to, że mogę go widywać, słyszeć, prać jego bieliznę, gotować obiady. Znajomi i rodzina uważali, że oszalałam, bo wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę, że jestem beznadziejnie zakochana, a dla Janusza byłam nikim.

Miał wiele kobiet. Nie byłam taka głupia, by nie zdawać sobie z tego sprawy. Zresztą nie krył się z tym, że jest kobieciarzem. Często prosił mnie, bym przygotowała wystawne kolacje, na które zapraszał coraz to inne piękności. Zostawały na noc, wiem, bo potem zmieniałam pościel i usuwałam ślady po tych nocnych ekscesach. Serce mi pękało, ale wiedziałam, że żadna z nich nic dla niego nie znaczy. Było ich po prostu zbyt wiele. We wszystkim umiałam dostrzec dobrą stronę, nawet w jego rozwiązłości. Ze wszystkich kobiet, które u niego bywały, ja byłam tą na stałe, w końcu przychodziłam do niego od pięciu lat. Uprawiałam swoisty masochizm.

Nie miałam nadziei, że ta sytuacja kiedykolwiek się zmieni, że dostrzeże we mnie kobietę. A przecież nie byłam ani stara, ani brzydka. Miałam zaledwie trzydzieści trzy lata i może gdybym się umalowała i ubrała w coś ładnego, zwróciłby na mnie uwagę. Może gdyby spotkał mnie w innym miejscu...

Aż pewnego dnia wszystko uległo zmianie. Jak zwykle otworzyłam drzwi własnym kluczem i zastałam Janusza siedzącego na kanapie z kieliszkiem koniaku w ręku. Moje przyjście wyrwało go z zamyślenia.

•-   O, pani Ania - powiedział zaskoczony. - Przepraszam, zapomniałem, że ma pani dziś przyjść. Może usiądzie pani ze mną? Naleję koniaku.

Ręce mi drżały, kiedy brałam od niego kieliszek. Nie wiedziałam, jak mam się zachować.

•-   Niech pani się nie denerwuje. Proszę usiąść, porozmawiamy. Znamy się tak długo, a ja nic o pani nie wiem. Sprząta pani jeszcze u kogoś?

•-   Nie, tylko u pana.

•-   I wystarczy to pani? - spojrzał na mnie zdumiony.

•-   W zupełności.

•-   Ale przecież zarabia pani tak mało...

•-   No nie, ja jeszcze pracuję - roześmiałam się. - Jestem ekspertem bankowym.

Janusz osłupiał.

- W takim razie, dlaczego...?

•-   Dlaczego u pana sprzątam? - dokończyłam za niego. - Wzięłam tę pracę, kiedy moja mama była chora, chciałam dorobić. A potem...

•-   Tak...? - patrzył wyczekująco.

•-   Potem po prostu pana polubiłam - wypaliłam ni stąd, ni zowąd.

Anna

To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży


Komentarze

ep 2008-07-21  10:08

ja tez nie mam możliwości czytać TZ w realu
gdzie można zobaczyć wyniki plebiscytu??
a szkoda....

z matusiewicz 2008-07-17  02:39

Bardzo interesujace opowiadanie . Szkoda ze nie drukujecie w calosci . Jestem mieszkanka Chicago i nie mam mozliwosci czytac was w realu . A szkoda ....
Pozdrawiam serdecznie
Zdzislawa Matusiewicz

Ta strona używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej
Rozumiem