Wyciosany w kamieniu posąg partyzanta leży w środku Hrubieszowa od 1965 roku! Teraz wreszcie postawią go “na nogi”
POSTAWIĄ PARTYZANTA
To bodaj jeden z najdłużej budowanych pomników w Polsce. Wydłubana w granicie kilkunastotonowa postać żołnierza idącego do boju zdążyła już wrosnąć w ziemię. Ktoś odłamał orła (a był w koronie), inny odpiłował karabin. I tak partyzant leży na skwerku przy Rynku. Komu poświęcony jest kamień, kim był rzeźbiarz, tego ludzie nie wiedzą. A było tak.
Wywodzący się z Rozkoszówki (gm. Uchanie), a mieszkający w Warszawie artysta Stefan Momot (absolwent warszawskiej ASP) postanawia - na własny koszt - wyrzeźbić pomnik partyzanta walczącego o wolną Polskę (podobne miały stanąć w Wojsławicach i Uchaniach). Był rok 1965. Wacław Grzegorz Antoniuk w publikacji "Pechowy pomnik - geneza zła" opisuje skąd rzeźbiarz wziął pieniądze na dzieło. Otóż na wystawę do Moskwy wysłał wcześniej granitowego 2-metrowego żołnierza z wyrzeźbionym orłem. Gdy postument wrócił z ZSRR - zamiast orła miał pięcioramienną gwiazdę. Tę zmianę dzieła artysta odważył się zaskarżyć do sądu i otrzymał spore odszkodowanie.
Fundator przywiózł ociosaną bryłę ze Strzegomia. Od razu spoczęła na skwerku. Tam artysta rzeźbił partyzanta (według projektu ma 6 m wysokości i powinien stać na 3-metrowym cokole). Płyty na podstawę leżały (i leżą do dziś) rozrzucone obok wojaka. Momot prawie ukończył dzieło. Jednak ówczesne władze wciąż robiły jakieś problemy. A to obywatelowi Momotowi kazano zabrać kamień, a to przedłożyć dodatkowe projekty, jakieś dokumenty, wciąż żądano nowych pozwoleń. Innym razem proponowano zmienić charakter upamiętnienia - ku czci poległych w walce z faszyzmem hitlerowskim. Mimo to partyzant był na ukończeniu.
J. Hereta
To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży