Pracownik zamojskiego zoo opiekował się zwierzętami w Kraju Kwitnącej Wiśni
W JAPOŃSKIM CYRKU
Damian Wyka z wykształcenia jest biologiem. Studiował na lubelskim UMCS (wcześniej był uczniem hrubieszowskiego „Staszica”). – Oferta pracy w japońskim cyrku pojawiła się nieoczekiwanie. W zasadzie była skierowana do mojego brata, który przez jakiś czas pracował w cyrku w Szwajcarii. Zdecydował, że nie pojedzie, a ja w tamtym czasie nie miałem stałej pracy. Po studiach odbyłem staż, potem pracowałem w kilku miejscach, ale wszędzie na czas określony. Uznałem, że taki wyjazd może być dla mnie przygodą życia, i dość szybko się zdecydowałem – mówi Damian.
Najpierw musiał dotrzeć do Anglii, na miesięczne szkolenie do jednego z ogrodów zoologicznych, w którym tresuje się zwierzęta do cyrków, filmów i reklam. – Nauczono mnie, jak opiekować się egzotycznymi gatunkami. Z tego zoo pochodziły zwierzęta występujące w japońskim cyrku Kinoshita, w którym przepracowałem prawie cały 2014 r. – wyjaśnia.
Pociąg szybszy niż strzała
Podróż samolotem z Anglii do Japonii, z jedną przesiadką, trwała 17 godzin. Pracodawca sfinansował przelot do Japonii i z powrotem, do Polski (koszt biletów wynosił ponad 6 tys. zł). – W porcie lotniczym Narita koło Tokio czekał na mnie tłumacz, którego wysłał cyrk. Tłumaczył z japońskiego na angielski. Wyjaśnił mi, jak dotrzeć do siedziby cyrku w Okayamie (blisko 650-tysięczne miasto w południowo-zachodniej części wyspy Honsiu – przyp. red.) – opowiada.
Do celu Damian dotarł pociągiem. – Pędził z prędkością około 300 km/h, sprawdziłem w GPS. Pasażerowie w ogóle nie odczuwali tej prędkości. W wagonie było cicho, jak makiem zasiał. Pamiętam, że miałem słuchawki w uszach i słuchałem muzyki. Podszedł do mnie konduktor i poprosił, żebym ściszył muzykę, bo... zrobiło się za głośno – opowiada.
Cyrk Kinoshita (nazwa wywodzi się od nazwiska założyciela) ma blisko 100-letnią tradycję. Pracuje w nim prawie 100 osób. – W tej grupie było około 60 Japończyków. Stanowili trzon firmy. Pracowali również jako akrobaci. Reszta to cudzoziemcy. Cyrk zatrudniał artystów z Europy, np. Włoch, Bułgarii, Rosji, Czech i Ukrainy, a także z Meksyku, Argentyny i USA. – Również opiekunowie zwierząt pochodzili z innych krajów – opowiada Damian. Początkujący artysta zarabiał ok. 10 tys. zł (300 tys. jenów), a obsługa – po 6-7 tys. zł netto.
Magdalena Wójtowicz
To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży, lub do zakupu e-wydania (tylko 2.5 zł).