Wydanie 35 z dnia 29 sierpnia 2007 r. (2007-08-29)

Wspomnienia obrońcy Westerplatte odnaleziono w Izbie Pamięci w Lipsku k. Narola

SIEDEM DNI CHORĄŻEGO GRYCZMANA

“Gdy plut. Baran wchodził po schodkach na wał, padła salwa armatnia z pancernika “Schleswig-Holstein”, aż ziemia zadrżała. Mur wyleciał w kilku miejscach w powietrze, a plutonowy został podmuchem rzucony na zasieki” - wspomina mjr Jan Gryczman, we wrześniu 1939 r. chorąży, dowódca placówki “Prom” na Westerplatte.  

"Wydałem rozkaz: - na stanowiska! - obsługa zajęła je błyskawicznie. W tym momencie do ognia artylerii dołącza się ogień broni ręcznej maszynowej. Z przedpola z lasku za murem, z okien warsztatów remontowych i spichrzy po drugiej stronie kanału Niemcy prowadzą gwałtowny ogień. Pociski smugowe i świetlne lecące nad placówką tworzą swojego rodzaju baldachim. Niemcy prowadzą ogień w kierunku koszar, nie spodziewając się tuż przy murze polskiej obrony" - pisze dalej w pamiętniku Jan Gryczman.

Jego pamiętnik ma ciekawą historię. Napisany w latach 1945-1957, w oparciu o notatki z września 1939 r., przekazany został przez autora Szkole Podstawowej im. Partyzantów II wojny światowej w Narolu w 1969 r. Gryczman, wówczas mieszkaniec Nowej Dęby w woj. podkarpackim, trzykrotnie odwiedzał szkołę. Maszynopis ma ponad 60 stron i nigdy nie był w całości publikowany. Odnalazł go niedawno Wiesław Kołodziej, opiekun Izby Pamięci w Lipsku k. Narola.

Wojskową Składnicę Tranzytową na półwyspie Westerplatte w Gdańsku (kilkadziesiąt ha piaszczystego terenu), otaczały okopy i trzyrzędowe parkany z sześciomilimetrowej stali, spełniające rolę zapór przeciwczołgowych. Linia obrony wynosiła 2 km. Ok. 200-218 obrońców (spór o ich liczbę trwa do dziś), uzbrojonych w 18 cekaemów, 17 erkaemów, 6 elkaemów, 4 moździerze 81 mm, 2 działka 37 mm ppanc., 1 armatę 75 mm, 160 karabinków, dużą ilość amunicji i granaty rozmieszczono w kilkunastu punktach, m.in. 6 wartowniach, które Melchior Wańkowicz nazwał bunkrami, koszarach oraz placówkach: "Fort", "Łazienki", "Elektrownia", "Przystań" i "Prom". Ta ostatnia była najdalej wysuniętym na południe punktem oporu. Znajdowała się w pobliżu Kanału Portowego, naprzeciwko Nowego Portu, gdzie zacumował niemiecki pancernik "Schleswig-Holstein", najeżony 14 działami kal. 280 i 150 mm. 850-osobowa załoga czekała na rozkazy od 25 sierpnia.

Placówkę "Prom" otaczał z trzech stron rów i wysoki wał, biegnący półkolem. Niedaleko, za murem oddzielającym ją od strefy kontrolowanej przez Niemców, w małym lasku znajdowała się wartownia Schupo. Polacy mogli obserwować trzyosobowe patrole niemieckie z odległości kilku metrów. W tajemnicy przed Niemcami, pod kierownictwem chor. Gryczmana zbudowano dwa schrony z drewnianych okrąglaków o średnicy 30 cm.

Chor. Gryczman z 3. Pułku Piechoty Leg., Kawaler Virtuti Militari, żołnierz doświadczony i odważny, wyznaczony na zastępcę dowódcy placówki "Prom", objął dowództwo w przeddzień ataku, ponieważ jej dowódca - 29-letni por. Leon Pająk był przeziębiony. Miał do dyspozycji 13 żołnierzy.

Po pierwszym ataku niemieckim nieostrzelani jeszcze obrońcy zaczęli się kryć po schronach i rowach. Dopiero po kilku minutach udało się chorążemu zorganizować sprawną obronę. W walce - jak wspomina w pamiętniku - wyróżnili się obsługujący cekaem plut. Władysław Baran, erkaemista kpr. Jan Kowalczyk, st. strz. Zygmunt Ziemba i strz. Jan Chrzczonowicz oraz st. strz. Franciszek Dominiak. Dwóch rannych Gryczman odesłał do koszar. Pół godziny później do placówki dotarł por. Pająk z 6 żołnierzami. Na jego rozkaz żołnierze dopuszczali piechotę niemiecką na bliższą odległość i likwidowali ją ogniem broni maszynowej i granatami. Wiązkami granatów zniszczyli też wartownię Szupo. Podczas wykonywania tego trudnego zadania - pisze Gryczman - zginął st. strz. Bronisław Oss, a kpr. Kowalczyk został śmiertelnie ranny.

Kiedy Polacy otrzymali wsparcie moździerzy, sytuacja zaczęła wyglądać korzystnie dla polskiej obrony. Wtedy, ok. godz. 7, na placówkę spadła nawałnica pocisków z pancernika. Ciężko ranny por. Pająk przekazał dowództwo chor. Gryczmanowi i został odesłany na tyły. Trzecia, kolejna salwa z pancernika zmiotła "Prom" z powierzchni ziemi.

Krzysztof Czubara

To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży


Komentarze

ja 2019-07-31  16:29

prawdziwy BOHATER

Ajwen 2018-05-22  22:41

Odważny żołnierz!!!Ustawiał młodych żołnierzy w okopach,roznosił amunicję i granaty!!!Gdyby nie chorąży Gryczman,jego odwaga w pierwszych chwilach ataku niemców,nie wiadomo jak by to wyglądało.

Łukasz G 2016-11-21  13:30

Sp Jan Gryczman

Ta strona używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej
Rozumiem