Na podłodze w pokoju, obok wersalki leżała martwa 11-letnia dziewczynka. Była przykryta kołdrą, ale tak, że było widać głowę i nóżki
KTO ZABIŁ KASIĘ? (cz. 1)
Była środa, 18 lutego 1987 r. Blokowisko w Kraśniku Fabrycznym. Około godz. 13.30 Zenon Jodła wpadł jak burza do mieszkającego po sąsiedzku Józefa Teterycza.
– Mieszkanie Zdyblowej się pali. Choć szybko, śmierdzi już na całej klatce – podniósł alarm.
Mężczyźni pobiegli pod drzwi mieszkania z numerem 1, znajdujące się na parterze. Ze szczelin wydobywał się czarny dym. Nacisnęli dzwonek. Nikt nie otwierał. Już mieli je wyważać, okazało się jednak, że nie ma takiej potrzeby. Drzwi nie były zamknięte na klucz i po naciśnięciu klamki stanęły przed nimi otworem. Od razu buchnęły z wnętrza kłęby czarnego dymu. Nie było nic widać. Teterycz zatkał nos chusteczką i wszedł do środka. Zaniepokoił go dźwięk wydobywający się z kuchni – jakby coś syczało. Okazało się, że kurki w kuchence gazowej są poodkręcane i ulatnia się gaz. Mieli olbrzymie szczęście, że dotarli w porę. W przeciwnym razie blok wyleciałby w powietrze.
Mężczyzna pootwierał okna i wszedł do małego pokoiku, w którym palił się fotel. Z pomocą przybiegli kolejni sąsiedzi, już z wiadrami z wodą i zaczęli gasić ogień. Dym w pomieszczeniach powoli zaczął się przerzedzać.
– Jezus Maria, tu leży dziecko! – krzyknął Józef Teterycz i omal nie zemdlał.
Na podłodze w dużym pokoju obok rozścielonej wersalki leżała 11-letnia Kasia. Była przykryta kołdrą, ale tak, że było widać jej głowę i nóżki. Jeden z sąsiadów wziął ją na ręce i zaniósł do swojego mieszkania. Dziewczynka nie dawała znaków życia. Próbował ją reanimować, wykonał sztuczne oddychanie. Bez skutku. Dziecko już nie żyło.
Ciąg dalszy za tydzień
personalia zostały zmienione
Aneta Urbanowicz
To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży, lub do zakupu e-wydania (tylko 2.5 zł).