Wydanie 27 z dnia 4 lipca 2007 r. (2007-07-04)

Na prawym policzku Maryi ludzie zauważyli dwie perliste łzy. Kościół był powściągliwy, władze państwowe wściekłe. Ale cud lubelski poruszył cały kraj

MATKA BOSKA PŁAKAŁA W KATEDRZE

- Słyszeliście?! Cud w Lublinie, Matka Boska płacze - rozpowiadały przekupki na targu w Tarnowie. W naszej katedrze? Cud? Właśnie wracaliśmy z wycieczki z Zakopanego. Przyspieszyliśmy – opowiada ks. prof. Franciszek Greniuk, wtedy kleryk drugiego roku lubelskiego seminarium duchownego. Był 3 lipca 1949 roku.  

- Szpaler kleryków przebijał się przez tłumy wiernych. Weszliśmy do archikatedry. Ja z tyłu. Doszedłem do ołtarza. Podniosłem oczy i zapatrzyłem się w wizerunek Matki Bożej. Nie widzę łez... A wkoło ludzie płakali, modlili się żarliwie, szeptali: płacze, Matuchno, widzę, naprawdę płaczesz - dobrze pamięta te wydarzenia ks. Greniuk. I co? Pół seminarium zauważyło łzy, drugie pół nie widziało. Ale cała Polska i tak wierzyła, że w lubelskiej katedrze zdarzył się cud.

Mimo ostrożnego wtedy stanowiska Kościoła i represji ze strony władz komunistycznych (uznały, że była to prowokacja duchowieństwa i próba obalenia systemu), kult Matki Boskiej Płaczącej w Lublinie przetrwał lata. Rocznica cudu obchodzona jest uroczyście co roku. Wczoraj, 3 lipca, dokładnie 58 lat od tamtych wydarzeń, uroczystościom przewodniczył ks. bp Wacław Depo, biskup zamojsko-lubaczowski. Hasłem obchodów były słowa „Jeśli nie miłość, to co...".

- Tu pełno miłości, każdego dnia, ja to widzę, nie ma dnia, by przed cudownym obrazem Madonny Płaczącej nie było wiernych - raduje się ks. Adam Lewandowski (56 l. ), pochodzący z Tereszpola, proboszcz parafii archikatedralnej lubelskiej.

- Gdy byłem małym chłopcem, w moim domu mówiło się o cudzie w Lublinie. Choć niewiele z tego rozumiałem, wydawało mi się to takie doniosłe i ważne - opowiada ks. Adam Lewandowski, od 1997 r. kustosz archikatedry.

Zniszczony wojną Lublin powoli podnosił się z ruin. Rozkopane ulice, odsłonięte fundamenty budynków, stosy drutów i rusztowania.

I władze komunistyczne, szerzące kult Stalina oraz przyjaźń polsko- radziecką.

- Kościół był szczególnym zagrożeniem dla systemu. A księża i biskupi największymi wrogami. Ludzie, ciągle prześladowani, żyli w strachu - mówi ks. abp senior Bolesław Pylak, biskup lubelski, wtedy wikariusz w Łęcznej.

Niedziela (3 lipca), pierwszy tydzień pracy nowego biskupa diecezji lubelskiej ks. Piotra Kałwy. Suma, szczególna, bo podczas nabożeństwa odnowiono akt poświęcenia diecezji i parafii Niepokalanemu Sercu Maryi. Ludzi nie za wiele. Po sumie garstka została jeszcze, by pomodlić się przez obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej (po lewej stronie prezbiterium). To kopia ikony Jasnogórskiej, wykonanej w 1927 r. przez Bolesława Rutkowskiego.

Nagle s. Barbara Sadowska, szarytka zza Buga, pracująca w katedrze, zauważyła łzę na twarzy Matki Boskiej. Zaniepokojona podzieliła się wiadomością z kościelnym Józefem Wójtowiczem.

- E tam, babskie fanaberie - powiedział i podszedł pod obraz. Zaniemówił. „Był sopel łzawy pod prawym okiem (...). Patrzyłem i odniosłem wrażenie, że on się powiększa w moich oczach. Dziwne uczucie chwyciło mnie za serce" - czytamy w jego zeznaniach. Zawiadomił ks. Tadeusza Malca z Tomaszowa Lubelskiego, ówczesnego wikariusza w katedrze, który przygotowywał się do mszy.

„Kiedy przed godz. 16 ubierałem się do mszy, wpadł kościelny i oświadczył, że na obrazie MB dzieje się coś niezwykłego. (...) Zobaczyłem czarne krople posuwające się z prawego oka po policzku ku bliznom" - dowiadujemy się ze świadectwa wikarego. Ks. Malec szybko zawiadomił biskupa pomocniczego Zdzisława Golińskiego. Uznał, że może to być zwyczajny naciek wilgoci. Ale nie było to normalne dla ludzi. - Obraz zapłakał - szeptali wierni, którzy byli w świątyni. Ludzi przybywało. Modlili się, po cichu rozgłaszali, że stał się cud. Wiadomość o łzach Matki Boskiej szybko rozeszła się po mieście. Wieczorem w katedrze były już tłumy. Ludzie zgromadzili się także na placu katedralnym. Następnego dnia wiedziała już cała Polska.

- Wierni przybywali z Lublina i okolic, potem z coraz odleglejszych zakątków kraju. Do lubelskiej katedry jechały pielgrzymki nawet z zagranicy - opowiada abp Pylak. - Nic dziwnego, informacje o cudzie podało radio BBC i „Głos Ameryki".

Ze sprawozdania ówczesnego wojewody lubelskiego Pawła Dąbka, wysłanego do Departamentu Politycznego Ministerstwa Administracji Publicznej, wynika, że „na placu katedralnym 8 lipca zgromadziło się ok. 8 tys. ludzi, 9 lipca - 9 tys., zaś 10 lipca - 20 tys. osób".

- O cudzie dowiedziałem się w autobusie jadącym do Lublina. Nie wpuszczono nas do miasta, auto zatrzymano przed Lublinem. Musiałem iść na piechotę - przypomina sobie ks. Michał Radej, rezydent z Gorajca (pochodzi z Turobina). - Jako kleryk pilnowałem porządku w katedrze. Ludzie się niecierpliwili, pchali bez kolejki (był nawet wypadek, zginęła młoda kobieta, spadła z rusztowania, na które weszła, by lepiej widzieć - przyp. red). Ja też chciałem zobaczyć. Widziałem, na prawym policzku wilgotną plamę. Czy to były łzy?

Jadwiga Hereta

To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży


Komentarze

Ta strona używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej
Rozumiem