Wydanie 25 z dnia 20 czerwca 2007 r. (2007-06-20)

Nieznana historia Olbrychtowa

USZY PIŁSUDSKIEGO

O stanicy harcerskiej Olbrychtowo nad Tanwią, która od imienia gen. Brunona Olbrychta, dowódcy 3. Dywizji Piechoty Leg. w Zamościu wzięła swoją nazwę, wiedziałem od dawna. Kiedy jednak przyniesiono do naszej redakcji zdjęcia z uroczystości poświęcenia stanicy 5 czerwca 1938 r., postanowiłem poszukać jej śladów i odnaleźć ludzi, którzy znają jej krótkotrwałą i, jak się okazało, burzliwą historię.  

Na dziesięciu zdjęciach (własność Izby Pamięci w Lipsku k. Narola), udostępnionych redakcji TZ przez Wiesława Kołodzieja, miłośnika historii regionalnej, prezesa RSP Łazowa, widać fragmenty okazałego drewnianego budynku, tłumy ludzi na rozległej polanie, wojsko, harcerzy, gen. Olbrychta w otoczeniu ówczesnych notabli, rozmawiających przed wejściem do budynku, nad którym wisi tablica z napisem: „Stanica harcerska im. Józefa Piłsudskiego w Olbrychtowie".

Idea budowy stanicy zrodziła się w kręgu działaczy Koła Przyjaciół Harcerstwa w Zamościu, na czele którego od 1936 r. stał gen. Olbrycht, w młodości także harcerz. Sekretarzem zarządu KPH był Wincenty Molenda, a skarbnikiem Wincenta Łuczyńska. Ta trójka ludzi - jak pisze Bolesław Zimmer w książce „Harcerskie środowiska Lubelszczyzny 1911-1939" - postanowiła wybudować stanicę. Członkowie koła, a było ich 80, wpłacali na potrzeby harcerstwa po 50 gr miesięcznie.

- Odpowiednie miejsce nad Tanwią, o powierzchni 1,5 ha, wybrane przez podharcmistrza Jerzego Szcześniewskiego, komendanta hufca zamojskiego ZHP, Tadeusza Gajewskiego, komendanta z Tomaszowa, starostę tomaszowskiego Wielanowskiego i samego gen. Olbrychta, ofiarował ordynat Maurycy Zamoyski - wspomina harcmistrz Jadwiga Harczukowa-Muszyńska z Zamościa, która także uczestniczyła w wyborze terenu pod stanicę. Drewno pierwszej jakości na piętrowy budynek, przypominający stylem domy zakopiańskie, podarował także ordynat Zamoyski.

Ciekawe, czy po Olbrychtowie pozostał jeszcze jakiś ślad? Trafiam najpierw do 67-letniego Tadeusza Byry w Suścu, który coś tam o stanicy wie, ale prowadzi mnie do swojego starszego sąsiada Władysława Kozyry. Ten, pomimo swoich 83-lat, pomaga nadal synowi w hodowli rzadko dziś spotykanych, potężnych koni pociągowych i nie omieszka się nimi pochwalić. Od niego dowiaduję się, że na wzniesieniu, na którym była stanica, rośnie dziki las, a sam budynek spłonął we wrześniu 1939 r., podpalony przez żołnierzy niemieckich. Jedziemy do Rebizantów.

Okazało się, że na pagórku niedaleko wsi (obecnie na terenie rezerwatu Szumy), po przejściu ok. 100 m od kładki na Tanwi, jeszcze dziś można zauważyć w poszyciu leśnym zarys budowli, o co najmniej kilkunastometrowej długości. Gdzieniegdzie leżą fragmenty porozbijanych cegieł, kafli, dachówek. Znajdujemy wśród nich kawałek obrobionego kamienia z fragmentem jakiegoś napisu. Jedno słowo wyraźnie daje się odczytać: „uszy". Olśnienie przychodzi nagle. Grzebię w notatkach. Mam. Harcmistrz Harczukowa-Muszyńska utrwaliła w swoich wspomnieniach napis, jaki wyryto na tablicy umieszczonej obok wejścia do stanicy. Był to cytat ze słów Piłsudskiego. „W dzieciństwie moim ciągle mi szeptano w uszy tak zwane mądre przysłowia: - Nie dmuchaj pod wiatr - Głową muru nie przebijesz - Nie porywaj się z motyką na słońce. Doszedłem później do tego, że silna wola, energia i zapał mogą te właśnie zasady załamać". Okazało się, że znaleźliśmy część tablicy z 1938 r. i to z fragmentem o uszach marszałka!

Dlaczego stanicę postawiono nad Tanwią w Rebizantach? Powód był prosty. Kilometr dalej Józef Piłsudski, po ucieczce z Petersburga, latem 1901 r. przekroczył granicę rosyjsko-austriacką i schronił się w Galicji. Do dziś stoi tam skromny obelisk z repliką tablicy (oryginał wywieziono do Londynu), z informacją o tym wydarzeniu. Nie radziłbym jednak nikomu tam chodzić. Teren to od kilku lat prywatny, a mało życzliwi właściciele grożą turystom poszczuciem psami, o czym informuje wyryty na desce napis. To jest jednak temat na inną opowieść.

Bolesław Smyrski, stary harcerz i długoletni kierownik zamojskiego USC, w rękopisie pt.: „Materiały do kroniki ZHP w Zamościu, okres do 1939 r." pisze, że w uroczystościach poświęcenia i odsłonięcia stanicy uczestniczyło „kilkadziesiąt tysięcy ludności wiejskiej (?), która przekazała 9. Pułkowi Piechoty Leg. w Zamościu ciężki karabin maszynowy. W przeddzień, przy ognisku, nadano inicjatorowi i współtwórcy stanicy gen. Brunonowi Olbrychtowi obywatelstwo honorowe gminy Majdan Sopocki". Odczytano też uchwałę rady gminnej o nazwaniu nowo powstałej osady harcerskiej Olbrychtowem. Tę samą nazwę otrzymała także wówczas wieś Rebizanty. Oprócz gen. Olbrychta, w uroczystości wzięli udział m.in. wicewojewoda lubelski Władysław Długocki, rektor Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego prof. Jan Miklaszewski, były kontroler leśny Ordynacji Zamojskiej, który w 1901 r. pomagał Piłsudskiemu w przejściu przez granicę, a uroczyste nabożeństwo odprawił ks. proboszcz Majcherski z Suśca.

Pierwsi harcerze pojawili się w stanicy na rok przed oficjalnym oddaniem jej do użytku. W lipcu 1937 r. obozowało na tym terenie 115 harcerek, a w sierpniu pod komendą phm. Szcześniewskiego harcerze. Latem 1938 r. na obóz w Olbrychtowie przyjechało 130 harcerek oraz grupa zuchów z komendantką Janiną Szczepaniec. „Jesteśmy wszystkie tak bardzo szczęśliwe, dumne z własnej stanicy. Traktujemy ją jak swój drugi dom. (...). Tu wieczorami po pracy, słuchając szumu drzew i szmeru płynącej Tanwi można będzie odpocząć i snuć plany na przyszłość..." - pisze o Olbrychtowie hm. Muszyńska. Phm. Hermina Paszko-Łopuska, opiekująca się magazynem żywnościowym, zapamiętała, że ogromną plagą dla dziewcząt były wtedy osy, które oblepiły wszystkie worki z cukrem. „Już od świtu muszę być na nogach, kobiety przynoszą mleko i nabiał, a Władysław Skroban, dozorca stanicy, inny prowiant. Żyje nam się cudownie. Jest piękne lato, a ja mam pięty popękane do krwi i zazdroszczę służbowym, które brodzą w wodzie myjąc kotły. W każdą niedzielę goście i ogniska, w które tyle wszyscy wkładają serca... - wspomina na łamach „Zamojskiego Kwartalnika Kulturalnego" phm. Łopuska. Ostatni, 15-dniowy obóz w Olbrychtowie, z udziałem harcerzy z Tomaszowa Lubelskiego, odbył się w lipcu 1939 r. Jego komendantem był Jan Kawecki.

Krzysztof Czubara

To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży


Komentarze

Borrka 2016-04-21  10:44

Brzydko?
To nasza historia nie zawsze byla "ladna".
I nie byla czarno-biala.
General Olbrycht byl odwaznym zolnierzem, dobrym dowodca i patriota polskim.

"Akcja katolcka" (i niszczenie cerkwi) z dzisiejszego punktu widzenia byla wielkim bledem, ale to rozumiemy w pelni dzis.
Zreszta, ten ewidentny blad nie moze przeslaniac calej reszty zycia zasluzonego czlowieka.

PS. Co do walki z podziemiem antykomunistycznym, sa to zaledwie pogloski, wreszcie LWP wchlonelo wielu przedwojennych oficerow.

Smutny 2016-01-14  07:02

Szkoda tylko że współtwórca stanicy - generał Brunon Olbrycht tak brzydko zapisał się w naszej historii.

Ta strona używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej
Rozumiem