Mija 70. rocznica mordów UPA w powiecie tomaszowskim. To temat dotychczas niezbadany
UKRAIŃSKA RZEŹ
Mama i tata Łucji spoglądają ze zdjęcia w korytarzu. – Tato, żołnierz carskiej armii, umarł, kiedy miałam 10 lat. Mamie było ciężko samej, ze mną i siostrą – wzdycha. Jeszcze ciężej, gdy ukraińscy nacjonaliści, wykorzystując II wojnę światową, postanowili „oczyścić” z Polaków Wołyń i inne wschodnie województwa dawnej Polski. Chcieli przygotować teren do stworzenia etnicznie czystej i niepodległej Ukrainy. Narzędziami „czyszczenia” nierzadko były topory, kosy, piły, noże i bagnety.
Pod pryzmą obornika
W nocy 1 kwietnia (z soboty na Niedzielę Palmową) u Łucji i jej mamy spała sąsiadka – Ukrainka. Nocowały u siebie na zmianę, w zależności od tego, kogo akurat trzeba było się bać: „chłopców z lasu” – jak do dziś Łucja nazywa partyzantów, czy „bulbowców” (od nazwiska ukraińskiego nacjonalisty Tarasa Borowca „Bulby”) – tak z kolei nazywano bandy Ukraińskiej Armii Powstańczej i oddziały SS-Galizien, w których służyli ukraińscy nacjonaliści.
Nad ranem mama, która pilnowała obejścia (atak mógł być w każdej chwili) uchyliła drzwi: – Córciu, wstawaj, bulbowcy już stoją na moście.
Kiedy Łucja zrywała się z posłania, chowając polski dowód za cholewkę buta, za oknem już biła łuna: paliły się niedalekie Żabcze i Ostrów.
Małgorzata Mazur
O innych znanych i mało znanych zbrodniach nacjonalistów ukraińskich na naszych ziemiach i potrzebie ich udokumentowania napiszemy za tydzień.
To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży, lub do zakupu e-wydania (tylko 2.5 zł).