Wydanie 17 z dnia 25 kwietnia 2007 r. (2007-04-25)

Najważniejszy jest Order Virtuti Militari – mówi Maria Pieńkowska, siostra słynnego agenta

ŚCIGAJĄC SIĘ ZE ŚMIERCIĄ

Przed kilkoma tygodniami pisaliśmy o losach Andrzeja Kowerskiego z Zamościa, jednego z najsłynniejszych agentów wywiadu brytyjskiego z czasów II wojny światowej, działającego pod nazwiskiem Andrew Kennedy. Dzięki uprzejmości jego siostry, którą udało nam się odszukać, możemy uzupełnić burzliwą historię jego życia.

- Andrzej był typem niespokojnego ducha. Już w zamojskim gimnazjum dał się poznać jako nieustępliwy i żądny przygód młodzieniec. Nieraz przychodził ze szkoły podrapany, bił się z kolegami, zawsze broniąc swoich racji. Był niezwykle wysportowany. Świetnie jeździł konno, był dobrym strzelcem, znakomicie radził sobie na nartach. Chociaż nie był zawodowym wojskowym i zgodnie z życzeniem naszego ojca studiował w Krakowie rolnictwo, wojsko było jego przeznaczeniem. Ukończył szkołę podchorążych rezerwy artylerii we Włodzimierzu Wołyńskim i w 1933 r. został oficerem - wspomina 92-letnia Maria Barbara Pieńkowska.

Andrzej lubił niebezpieczeństwo, nie unikał ekstremalnych  sytuacji i już w młodości kilkakrotnie otarł się o śmierć. Później ścigał się z nią na polach bitew i w podziemnej walce z hitlerowskim okupantem.

W marcu 1930 r. 18-letni wówczas Andrzej pojechał z przyrodnim bratem Grzegorzem Kowerskim na narty do Zakopanego. Pojawił się na stoku wraz ze znanym polskim narciarzem, olimpijczykiem Władysławem Czechem, jego żoną i dwoma innymi narciarzami.

- W pewnym momencie żona Czecha zaczęła się pudrować i zgubiła „puszek" do nakładania pudru. Pobiegła za nim i mimowolnie podcięła nartą śnieżne zbocze. Wtedy ruszyła lawina. Mój brat zdążył jeszcze zapiąć wiatrówkę po szyję, mocniej nacisnąć beret na głowie i zaczął uciekać. Chwilę później zobaczył przed sobą wąskie gardło skalne, a dalej była przepaść. Zdecydował się skakać i udało mu się przeskoczyć skały jeżące się na dole. Gdy wylądował, zdążył jeszcze odpiąć narty, nim zasypały go dwa metry śniegu - opowiada pani Pieńkowska.

Wypadek ten opisał Stanisław Zieliński w książce „W stronę Pysznej": „I znów upalne, marcowe południe. Barometr leci na łeb. Wiatr halny rozhula się lada chwila. Grupa narciarzy podchodzi pod Liliowe. Olśnieni słońcem, wspaniałym śniegiem, zachwyceni bezchmurnym niebem. Droga, jaką obrali na przełęcz, jest wyzwaniem rzuconym losowi. Zanim przebyli połowę drogi, ruszył śnieg w kotle. Władek Czech, znajdujący się na skraju lecącego zbocza, ucieka karkołomnym szusem z zasięgu lawiny. Żona Władka - odkopano ją najprędzej - zmarła z powodu obrażeń wewnętrznych. Po czterech godzinach pracy, pogotowie wydobyło dwóch następnych narciarzy; tych udało się uratować. Czwartego wydobyto martwego pod koniec następnego dnia poszukiwań". Jednym z dwóch uratowanych był właśnie Andrzej Kowerski. Życie - jak przypuszcza jego siostra - uratował mu pusty plecak, który w czasie ucieczki przed lawiną wypełnił się powietrzem i spadł mu na głowę. Dzięki temu mógł przez kilka godzin oddychać i był przez jakiś czas przytomny. Czuł nawet, jak jeden z ratowników, przebijających śnieg długimi drutami, skaleczył go w nogę.

Wydarzenie to wiąże się bezpośrednio z powstaniem w Zamościu Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Maryi. W kronice zgromadzenia znajduje się taki oto zapis: „Inicjatywa powstania tej placówki wyszła od ofiarodawczyni pani Marii Kowerskiej, znanej z wielkiej działalności dobroczynnej. Fundacja ta zrodziła się z jej cierpienia. Syn państwa Kowerskich - Andrzej został przysypany w Tatrach lawiną. Gorąco modlono się za niego i uczyniono obietnicę ślubu. Jeśli Andrzej wróci, to dom i plac przy ul. Żdanowskiej będzie placówką Zgromadzenia Ss. Franciszkanek Misjonarek Maryi. Andrzej (...) wrócił cały i zdrów, a więc dopełniono ślubu i powstała wspólnota sióstr. Życzeniem ofiarodawczyni było, by siostry prowadziły przedszkole dla dzieci, których terenem zabaw była ulica...".         

Krzysztof Czubara        

To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży


Komentarze

Ta strona używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej
Rozumiem