Długa na 40 metrów, szeroka na 15 i na 10 wysoka. Powstaje replika arki, która ocaliła ludzkość
ARKA PANA DARKA
Jeśli nie liczyć małej (wielkości garażu) arki w Pałacu Radziejowice pod Warszawą, z głowami drewnianych zwierząt, wyrzeźbionych ręką znanego artysty Józefa Wilkonia. Pierwszą, wierną 70-metrową replikę Arki Noego zbudował w holenderskim Dordrecht - za 1,6 mln dolarów – miejscowy cieśla. Zwodowano ją przed rokiem, dziennie przyjmuje ok. 3 tysięcy zwiedzających z całej Europy.
- Po co zaraz jechać do Holandii? Nie głupszym przecież. Możemy mieć własną polską arkę – mówi Dariusz Miliński (56 l.), który w Pławnej Dolnej koło Lwówka Śląskiego stawia swoje dzieło. Konstrukcja ma przyciągać ludzi z całej Polski. I zachwycać, intrygować, prowokować, a przede wszystkim skłaniać do zadumy.
Budowniczy podkreśla, że nie zamierza z nikim konkurować. Stawiając biblijną łajbę, spisuje swój testament życia. Już dawno to sobie zaplanował.
Skąd pomysł?
- Z życia. Pochodzę z bardzo religijnej rodziny, ale sam bogobojny nie jestem. A że nie znalazłem nic mądrzejszego w zamian, to pomyślałem, połączę to co boskie z tym, co ludzkie. Bo jak człowiek ma parę dziesiątków lat na grzbiecie, to już o duperelach codzienności nie myśli – rozpoczyna barwną opowieść artysta. – Jestem stary dziad, więc zaczynam rozważać o Bogu, o duchowości, o tym co za mną i co przede mną. A, że u mnie co w głowie i sercu, zaraz na zewnątrz.
Cała Pławna o tym świadczy. We wsi pełno kamiennych i drewnianych rzeźb, wystruganych ręką pana Darka. Gigantyczne głowy Ducha Gór, świątki, anioły polne i wieśniacy w koronach, z fujarkami i workami pełnymi gwiazd. W środku wioski Zamek Legend Śląskich, pomarańczowy budynek z kamienia i drewnianych bali, gdzie królują wielkie postacie ze śląskich bajek i legend na czele z Liczyrzepą i Jeźdźcem bez głowy. Na wzgórku gród z drewnianą palisadą, koń trojański, wiejski teatr w wyremontowanej chałupie. I galeria artysty pod adresem Pławna 9, pełna barwnych obrazów przedstawiających wiejskich cudaków z anielskimi skrzydłami, drewnianymi nosami, księżycami w rękach czy sztachetami u ramion. Wszystko to jego dzieła. Gdy 20 lat temu przyjechał na wieś, ludzie mówili „wariat” i pukali się w czoło. A kiedy oderwał ich od pługa i postawił (z tym pługiem) na scenie, zaangażował się w życie wsi i rozsławiał wszędzie tę wsiowość, zaczęli mówić: „Może to i wariat, ale nasz wariat”.
Jadwiga Hereta
To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży, lub do zakupu e-wydania (tylko 2.5 zł).
Komentarze
nigdy bym nie wsiadł do takiej "konstrukcji". Zresztą była zarezerwowana tylko dla zwierząt.Jednak nie było na arce zle. Przecież Noe urżnął się winem, że syn (Cham) śmiał się z niego że leży na golasa na pokładzie.