Wydanie nr 39 z 2013 r. (2013-09-25)

5 października 1963 r. rozpalono pierwszy kocioł parowy w Cukrowni Werbkowice

PIERWSZA KAMPANIA

Propaganda PRL nadała olbrzymi rozgłos budowie nowej fabryki na Lubelszczyźnie. Media co rusz informowały o postępach prac. Aż w końcu z radioodbiorników popłynęła niczym melodia informacja „Cukrownia Werbkowice już pracuje”. Była jesień 1963 r.

Nic dziwnego, bo Cukrownia Werbkowice była pierwszą cukrownią wybudowaną w PRL. „Od wschodnich krańców Azji, aż po zachodnią Afrykę ciągnie się pas usiany polskimi cukrowniami. Dużośmy ich zbudowali: w Chinach i Grecji, w Związku Radzieckim, i na Cejlonie, w Maroku i Iranie. A w Polsce? – pytał Mirosław Kowalewski ze „Sztandaru Ludu”. I zaraz odpowiadał: „To właśnie ta jest pierwsza. Były odbudowy, były modernizacje, ale na szczerym polu, od fundamentów budowana dopiero jest ta właśnie, w Werbkowicach”.

Zagłębie buraczane

Zapotrzebowanie na nową cukrownię w tym regionie było ogromne. W latach 50. na Lubelszczyźnie nastąpił gwałtowny wzrost uprawy buraków. W niektórych przypadkach areał wzrósł o 250 proc. – tak było w rejonie plantacyjnym cukrowni Strzyżów (w 1950 r – 2,7 tys. ha, a w 1960 już ponad 10 tys. ha). Miejscowe zakłady nie były w stanie przerobić takiej ilości surowca, buraki trzeba było wozić do fabryk w zachodniej Polsce.

Decyzja o powstaniu pierwszej po wojnie cukrowni zapadła za rządów premiera Józefa Cyrankiewicza i Władysława Gomułki, I sekretarza KC PZPR. W 1959 r. dyrektor okręgu lubelskiego Zjednoczenia Przemysłu Cukrowniczego zlecił inwestycję Lubelskiemu Przedsiębiorstwu Budownictwa Przemysłowego. Pierwszą osobą zatrudnioną w „Cukrowni Werbkowice w budowie” był dyrektor Zbigniew Michalski.

Edward Hominiuk został kierownikiem budowy. Dziś tak wspomina to, co zobaczył wówczas w Werbkowicach. – To była zapadła wieś, marne chałupki kryte strzechą. Tylko kościół był kryty blachą. W ciągu 33 miesięcy wybudowaliśmy nowoczesną cukrownię. Najwięcej problemów było z ludźmi do pracy. To był czas odbudowy kraju z powojennych zniszczeń, okres dużych inwestycji. Fachowcy byli na wagę złota. Miejscowych robotników miałem 20. Nie garnęli się do pracy. Wychodziłem w ministerstwie, by zrobić tu ośrodek pracy więźniów w systemie bezkonwojowym. Dzięki temu doszło mi 700 par dodatkowych rąk do pracy – wspomina 87-letni były budowlaniec. – Pamiętam, jak postawiliśmy piec wapienny, przypominający wieżę. Rozeszła się pogłoska, że to nie będzie cukrownia tylko wyrzutnia ruskich rakiet. W żaden sposób nie można było miejscowych przekonać, że to nieprawda. Udało się dopiero, gdy na plac przywieziono pierwsze buraki.

 

Aneta Urbanowicz

To jedynie część artykułu. Kompletny artykuł przeczytasz w obecnym wydaniu Tygodnika Zamojskiego. Zapraszamy do punktów sprzedaży, lub do zakupu e-wydania (tylko 2.5 zł).


Komentarze

DONEK 2015-07-26  13:45

"Propaganda PRL nadała olbrzymi rozgłos budowie nowej fabryki na Lubelszczyźnie. Media co rusz informowały o postępach prac. Aż w końcu z radioodbiorników popłynęła niczym melodia informacja „Cukrownia Werbkowice już pracuje”. Była jesień 1963 r." A TERAZ NIC NIE BUDUJĄ A JAK JUŻ COŚ SKLECĄ TO ROZGŁOS NIE MNIEJSZY BO POWSTAŁY NOWE MIEJSCA PRACY W ILOŚCI 10 OSÓB Z POMOCĄ OBCEGO KAPITAŁU

Ta strona używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej
Rozumiem